Książka, której ja, od lat pozostająca w tej tematyce, nie mogłam sobie odmówić. Arystokracja. Życie codzienne warstwy społecznej, mającej absolutnie wszystko i to w wymiarach, o których dzisiejszym nowobogackim nawet się nie śniło. Dodatkowo arystokracja posiadała jeszcze coś, co odróżnia ją od dzisiejszych pseudoelit - styl i tradycje pielęgnowane od pokoleń.
O czym mówię? O książce "Życie codzienne arystokracji" napisanej przez Maję i Jana Łozińskich.
Książka pięknie wydana, jak większość pozycji PWN, starannie, można nawet powiedzieć wytwornie. Dobry papier, jakość ilustracji - wszystko to na odpowiednim poziomie.
Autorzy podzielili książkę na rozdziały. Obyczaje w salonie, sali balowej, pokoju dziecinnym. Jest o koniach, dworach, sukniach, balach, odwiedzinach.
Wszystko okraszone piękną porcją ilustracji. Elegancja, jak przystało na temat z okładki.
We wstępie autorzy zaznaczają, że to książka, w której przyjrzymy się dziejom tej klasy społecznej "w największym skrócie i uroszczeniu" (s. 9).
Wydaje mi się, że nawet skrót, a szczególnie w wydawnictwie PWN, nie powinien prowadzić do tego, by taka pozycja pozbawiona była przypisów.
Tu, moje wielkie zastrzeżenie. Tego rodzaju książki to nie literacka fikcja wymyślana w głowie autora, lecz historie autentyczne, oparte na źródłach - drukowanych lub rękopiśmiennych.
Na końcu zamieszczono wprawdzie bibliografię, ale przypisów nie ma. A mamy tu do czynienia z licznymi cytatami.
O ile w wielu momentach mamy zaznaczone, że np. o cytowanej sprawie "donosiła w swych wspomnieniach Wirginia Jezierska" (s. 73), to w oparciu o bibliografię czytelnik dojdzie do tego, że autorzy powołują się na wydaną w 1924 roku pozycję "Z życia dworów i zamków na Kresach" tejże autorki. W wielu przypadkach mamy odwołania do pamiętników i wspomnień rożnych osób. Tu nie będzie większego problemu ze znalezieniem źródła. Ale w innych miejscach nie wiemy skąd zaczerpnięto cytat. A to wielka szkoda, bo ja akurat chciałabym wiedzieć!
Dotyczy to listów rożnych znanych osób, np. list Fryderyka Chopina na stronie 17, list Heleny Sanguszkówny na stronie 141, list Zygmunta Krasińskiego na stronie 148...
Dla wielu czytelników będą to nieistotnie detale, ja jednak, szczególnie zainteresowana tym tematem, "zakochana" w przypisach, będących często wskazówką dla tych, co chcą więcej, zwróciłam na to uwagę.
Moje dygresje w temacie przypisów powinny znaleźć się w zasadzie na marginesie dzisiejszych refleksji nad książką. Nie zmienia bowiem nic faktu, że to książka napisana z pomysłem i przede wszystkim smakowicie wydana. Warta przeczytania, napisana lekko, ciekawie, okraszona pięknymi ilustracjami. Miła dla oka. U mnie pozostawiła pewien niedosyt, ale miałam nadzieję przeczytać o czymś nowym, czego jeszcze nie znam. Materiał zebrany do książki wprawdzie bardzo ciekawy, ale w przeważającej większości już publikowany. A szkoda, bo nasze archiwa mimo wojennych zniszczeń, wciąż pełne i bogate...
Zamykając książkę miałam uczucie wędrowania po pięknie wyeksponowanym estetycznie świecie arystokracji. Jednocześnie nie opuszczało mnie wrażenie, że te wszystkie opowieści już znam...