sobota, 19 września 2015

Gawędy o czasach i ludziach Waleriana Meysztowicza

"Kto jest tej całej pisaniny głównym bohaterem? Teraz, gdy patrzę na zebrane arkusze, myślę, że jest nim kraj mój rodzinny: dawna zapomniana Rzeczpospolita Obojga Narodów, a w niej Wielkie Księstwo Litewskie. Dziś jest ono dla wielu tylko wspomnieniem historycznym. Dla mnie było ono żywą rzeczywistością" - pisał w przedmowie do swej książki autor - ksiądz Walerian Meysztowicz.

Autor był Kresowiakiem, urodzonym w Pojościu na Litwie Kowieńskiej w ostatnich latach XIX stulecia. Przeżył prawie 90 lat. Namawiano go, by spisał pamiętniki, nie chciał. Wiele przeżył, wiele widział. Zdecydował się wrócić wspomnieniami do ludzi, których znał, o których słyszał wybierając gentelmańską zasadę "nie pisać o żyjących, a o zmarłych albo nie pisać nic, albo dobrze."



Tak powstały tytułowe gawędy, będące szkicami, wspominkami o czasie, miejscach, ludziach będących już historią. Zachwyca język - malowniczy, piękny, staranny. Jakże inny od współczesnego zalewu skrótów, niestaranności, bylejakości, którą wielu tak łatwo usprawiedliwia dziś pośpiechem.
Rodzinne Pojoście w sposób charakterystyczny dla autora zostało nie tyle opisane, co namalowane. Czytając opis dworu i jego otoczenia widzimy ziemie nad Jostą, obszerny dziedziniec i park, jakiego w okolicy nie było. Kolumnowy ganek opleciony dzikim winem, we dworze wysokie pokoje, jadalnia z portretami przodków, bawialnia z kominkiem, niebieski salon, gdańskie szafy i "mahonie z epoki".


Gospodarowano i żyło się inaczej niż dziś. Nie liczono na szybkie wzbogacenie, na natychmiastowe wybudowanie domu, otoczenie go czymś na kształt ogrodu. 
W tamtych czasach prawdziwe rodzinne siedziby powstawały powoli. To czas, wymiana pokoleń namaszczał dwory i pałace, dodawał im rangi, potwierdzał ważność ciągłości.
Meysztowicz pięknie podkreśla to przypominając sobie sadzenie dębów. Jego ojciec miał wówczas powiedzieć: "To ani dla mnie, ani dla ciebie, może dla twego syna, raczej wnuka."
Takie to były czasy...
Autor przypomina mnóstwo postaci ze swej rodziny, otoczenia. Pisze też o osobach znanych, właścicielach wielkich majętności noszących historyczne nazwiska. Obok wspomnienia o stryjence Meysztańskiej mamy więc charakterystykę Radziwiłłów z Towian, Józefa Potockiego, Marszałka Piłsudskiego, Piusa XI, kardynała Sapiehy, generała Andersa i wielu, wielu innych.

Walerian Meysztowicz zmarł w 1982 roku w Rzymie. "Gawędy o czasach i ludziach", które pozostawił to książka wyborna, będąca pewnym podsumowaniem życia autora. Choć zastrzega - to nie pamiętnik, nie autobiografia! Raczej książka wynikająca z chęci podzielenia się autora "zapiskami o ludziach", których w trakcie przygotowań do jej wydania nazbierała się "duża skrzynia". Zajrzyjmy więc do tej skrzyni pełnej historii o czasach i ludziach, innej rzeczywistości, innym życiu...


Ks. Walerian Meysztowicz: Gawędy o czasach i ludziach. Wydawnictwo LTW.



wtorek, 15 września 2015

Moje bohaterki na Kresach

Nie ukrywam, że pomysł na ten post dojrzewał długi czas, ale dopiero teraz zasiadłam wygodnie, by go wreszcie napisać i zilustrować. Bohaterki moich biograficznych opowieści to damy z zasłużonych, znanych polskich rodów arystokratycznych i ziemiańskich. Z Kresami bardziej lub mniej związana była w zasadzie każda z nich. Tam się rodziły, mieszkały, odwiedzały rodzinę, przyjaciół, upiększały swe kresowe, dziś w większości legendarne, rezydencje. Stamtąd pisały do rodziny listy, ich portrety zdobiły ściany tamtejszych pałaców i dworów, w tamtych lasach polowały. 
Nieśwież, Młynów, Czarnobyl, Korzec, Szpików, Kasperówka, Czarny Ostrów, Berszada, Ujście, Sławuta... Wszędzie tam zaznaczały swą obecność, a ja odtwarzając ich losy podążałam wraz z nimi ma Kresy, do świata, który przeminął.

Teofila z Morawskich urodziła się w Grodnie. Miała bogate, można rzec nawet awanturnicze życie. Niezwykle piękna Teofila rozkochała w sobie swego kuzyna bajecznie bogatego księcia Dominika Radziwiłła i po przeprowadzonych rozwodach (oboje nie byli wolni) została panią na Nieświeżu.

Nieśwież, pocztówka, zbiory Biblioteki Narodowej

Wielka pasjonatka konnej jazdy korzystała z upodobaniem ze słynnych nieświeskich stajni, o których krążyły legendy. Miały być one wyłożone marmurami i gobelinami, a ściany ozdabiały kryształowe zwierciadła. 
Piękna Teofila nie stroniła też od polowań, strzelała celnie z pistoletu, a w szaleńczej konnej jeździe nie miała ponoć równych.
Jej życie zmieniła historia. Mąż podążył szukać sławy u boku Napoleona, ona tymczasem opuściła Litwę i zamieszkała w Warszawie, w ówczesnym pałacu Radziwiłłów przy Krakowskim Przedmieściu (dziś Pałac Prezydencki).
Los rzucił ją potem do Petersburga i Moskwy.
Umarła młodo w Wilnie, mając zaledwie 37 lat, żałując swych nie zawsze przemyślanych do końca życiowych wyborów.
Tam ją pochowano na cmentarzu Bernardyńskim, w podziemiach klasycystycznej kaplicy. W czasach sowieckich kaplica została zdewastowana. Grób pięknej księżnej Dominikowej (tak ją zwano i taki nosi tytuł książka o niej) nie zachował się do naszych czasów. 


Czarnobyl nad Prypecią kojarzy się z pamiętnym rokiem 1986, gdy w tamtejszej elektrowni jądrowej nastąpił wielki wybuch. Historia tego miejsca sięga jednak czasów, gdy miastem władali Kmitowie, Sapiehowie czy Chodkiewiczowie. 
Tu urodziła się w 1768 roku kolejna bohaterka jednej z moich książek - Rozalia z Chodkiewiczów, później księżna Lubomirska.
Swego czasu jej losy były wielokrotnie opisywane i omawiane. Jedna z najpiękniejszych dam dworu Stanisława Augusta zasłynęła nie tyle swym życiem, a raczej... śmiercią. Była jedyną polską arystokratką, która została ścięta na szafocie podczas rewolucji francuskiej. Co ją tam zaprowadziło i jak tragiczny był jej koniec można przeczytać w mojej książce "Rokoko, dama i gilotyna".

Rozalia Lubomirska, fotografia obrazu olejnego ze zbiorów wilanowskich.
Błędnie opisana jako  "Aleksandra z Chodkiewiczów Lubomirska".
Zbiory Biblioteki Narodowej.


Po śmierci Rozalia stała się białą damą pałacu w Młynowie.  Jej zjawa - jeśli wierzyć legendom - przechadzała się po amfiladzie pałacowych pokoi. Młynów, jedna z najpiękniejszych rezydencji na Wołyniu, dziś już nie istnieje.




W karnawale 1759 roku książę Antoni Jabłonowski zaprosił do swej rezydencji w Annopolu cały Wołyń.  Miał się czym pochwalić. Pałac był elegancki, a nawet wykwintny, a szczęście rodzinne kwitło. Żona Anna rok wcześniej wydała na świat córkę - Dorotę, później księżnę Czartoryską.
Jedna z najciekawszych dam epoki stanisławowskiej stała się bohaterką mojej książki "Tajemnice księżnej Doroty Czartoryskiej". Gorąca patriotka wyemigrowała do Drezna, gdzie prowadziła salon skupiający tych, którym na sercu leżało dobro podzielonego między zaborców kraju.

Wybór rodziny złączył ją z księciem Józefem Czartoryskim, z koreckiej linii rodu. Urodziła pięć córek, zamieszkała na Wołyniu w Korcu, ale... szczęśliwa nie była. Miłość przyszła później,  do inflanckiego posła Józefa Weysenhoffa, z którym miała córkę Teklę.
Korzec zasłynął dzięki wielkim talentom gospodarskim męża Doroty, który wykorzystał tamtejsze pokłady glinki i założył pierwszą polską wytwórnię porcelany.
Wytwarzano eleganckie serwisy obiadowe, kawowe czy śniadaniowe, dekorując naczynia motywami kwiatowymi, ptakami, owocami leśnymi.

Ruiny zamku w Korcu, pocztówka
zbiory Biblioteki Narodowej
Korzec przeszedł drogą rodzinnych działów na spadkobierców Doroty i Józefa Czartoryskich, ale żaden z nich nie miał już serca i głowy do prowadzenia wymagającego interesu. Pożar zamku w 1832 roku strawił budynek, który od tego czasu pozostał malownicza ruiną.




Córka romantycznego poety Zygmunta - Maria z Krasińskich Raczyńska to postać najmniej związana z Kresami. Złoty Potok pod Częstochową, wielkopolski Rogalin i Warszawa były głównymi miejscami jej życiowej aktywności.
Bywała jednak w legendarnej Białej Cerkwi - kolebce rodu Branickich, z którego wywodziła się jej matka Eliza.
Podróż do ziemi przodków odbyła w 1871 roku, o czym świadczy jej korespondencja.
Na miejscu czekały na nią bale, fety i  polowania urządzane z rozmachem przez Branickich.


Księżniczka Helena Sanguszkówna wywodziła się z rodu, którego posiadłościami były Sławuta, Antoniny (potem przeszły na Potockich) czy Podhorce. 
Piękna Helena, której urodę podziwiano w salonach całej Europy, mieszkała w podtarnowskich Gumniskach czy pałacu krakowskim, ale często odwiedzała ukochanego stryja Romana Sanguszkę w Sławucie.

Kościół w Sławucie
Zbiory Biblioteki Narodowej
Pałac w Sławucie
Zbiory Biblioteki Narodowej


Helena Sanguszkówna, która znana była swego czasu nie tylko ze zjawiskowej urody, ale także zalet charakteru i szerokiej działalności dobroczynnej, stała się bohaterką mojej książki "Dama w jedwabnej sukni".

Sławuta słynęła z doskonałej stadniny, o którą dbały całe pokolenia Sanguszków. Tam czekał na Helenę jej ulubiony wierzchowiec - gniady Aghil Aga. Był to koń arabski niezwykłej piękności. Sprowadzony został potem do Gumnisk, by udoskonalić pogłowie koni w podtarnowskiej stadninie.










Książka "Siostry Lachman - piękne nieznajome" to wyjątkowo opowieść o trzech bohaterkach, których losy, mocno ze sobą splecione, można śledzić także na Kresach.
Laura, Liza i Konstancja z Lachmanów to córki carskiego pułkownika czy też generała (przekazy rodzinne różnie mówią o randze Jerzego Lachmana). 
Dwie z nich - Laura i Liza - dzięki małżeństwom zostały paniami wspaniałych kresowych rezydencji położonych na urodzajnym Podolu. Laura Świeykowska zamieszkała w Szpikowie, natomiast Liza w Czarnym Ostrowie.


Laura po śmierci pierwszego męża wyszła za markiza de Noailles i rozwijała swe talenty dyplomatyczne w Rzymie i Konstantynopolu przy boku męża-ambasadora. Liza ukochała Czarny Ostrów. Tu sprowadziła ciało zmarłej we Włoszech w młodym wieku córki Laury. Zamówiła wspaniały marmurowy pomnik, który stanął w kościele w Czarnym Ostrowie. 
Nagrobek w czasach sowieckich przeniesiono do Kamieńca Podolskiego, gdzie do dziś można go podziwiać w tamtejszej katedrze.

Nagrobek Laury Przezdzieckiej w katedrze w Kamieńcu Podolskim.
Po bokach popiersia jej rodziców - Lizy i Karola Przezdzieckich.



W tym roku ukazała się moja książka "Listy z Kresów". To opowieść o losach Józefy z Moszyńskich Szembekowej, posiadaczki milionowej fortuny, właścicielki rozległych dóbr ziemskich na Wołyniu i Podolu. Jej życie mogłam poznać i opisać dzięki zachowanych w ogromnej ilości listach, których adresatem był przede wszystkim ukochany ojciec - Piotr Moszyński.


Listy do ojca, do Krakowa, przychodziły z Berszady, Dolska, Lewady czy Ujścia na Pobereżu. Kresowe majątki Moszyńskich przepadły, po większości z nich nie ma dziś nawet śladu. Józefa zmarła w Krakowie, pochowano ją na cmentarzu Rakowickim i tylko tablica nagrobna przypomina o tym, że córka syberyjskiego zesłańca Piotra Moszyńskiego urodziła się niegdyś w dalekiej Berszadzie na Pobereżu...





Informacje o bohaterkach przedstawiłam jedynie skrótowo, skupiając się na ich związkach z Kresami.
Wszystkich zainteresowanych odsyłam oczywiście do wymienionych książek, z których każda posiada bogatą bibliografię, mogącą być kolejną wskazówką do poszerzenia tematu.