czwartek, 18 czerwca 2015

Gdy kwitną róże zapraszam do konkursu!

Kwitną róże. Oszałamiają kolorami, zapachem, uwodzą, ozdabiają ogrody, parki,
  upiększają świat. Zapowiadają lato.
Oto róże z mojego ogrodu.







***

Przypominam także przy okazji różanego tematu o konkursie na blogu kresowym 
"Kresy zaklęte w książkach".
Do wygrania interesujące książki!

Więcej znajdziecie tutaj




piątek, 12 czerwca 2015

Zamykam oczy i widzę...

Stanisław Cieński spisał swe wspomnienia w czasach, gdy świat, który opisywał i zachował w sercu odszedł już na zawsze. Ziemiańskie życie na Kresach skończyło się, ale pozostało nie tylko w sercach i pamięci tamtych ludzi, pozostało także na kartach ich wspomnień. Po to, by nowe pokolenia nie zapomniały, by miały świadomość, że tak było...

               






















Szczerze przyznam o rodzinie Cieńskich nie wiedziałam do tej pory nic. Już pierwsze karty książki dały mi rozeznanie, że to ród stary (pierwsze ślady pozostawił w 1303 roku Włostek z Cieni herbu Pomian), skoligacony z Dzieduszyckimi, Szembekami, Czartoryskimi... Ród wojowników, którzy przemierzali bojowe szlaki walcząc z Tatarami i Turkami, wsławiając się pod Wiedniem czy Parkanami. Ukochali Kresy, tu mieli posiadłości. Ojciec autora - Tadeusz Cieński poślubił Marię Dzieduszycką, która wniosła w posagu majątek w Pieniakach, na Podolu.

To właśnie Pieniaki - ukochana siedziba otoczona wspaniałymi lasami, z wielkim tarasem od strony ogrodu, storczykarniami, oranżeriami, z wnętrzami wypełnionym książkami, dziełami sztuki składała się na dom,  w którym rodzina czuła się szczęśliwa.


Pieniaki przed I wojną światową

Autor ma doskonała pamięć, powrót do dawnych lat maluje ze szczegółami, pamięta osoby, wydarzenia, przytacza nieraz anegdoty. Najpiękniej jednak kreśli swój ogromny zachwyt nad przyrodą. Ziemia nie ma dla niego tajemnic. 

Pasjonuje go także polowanie, sport i ... samochody! W 1908 roku jego ojciec kupił w Wiedniu samochód. Włoska marka "Itala", siedzenia obite czerwoną lakierowaną skórą, beżowa karoseria, w razie deszczu nastawiano budę. Numer rejestracyjny S.61. 
"S" było przynależne Galicji, a potem następował numer porządkowy. W 1908 roku w Galicji był więc to 61 samochód. Gdy latem rodzice zabrali wszystkie dzieci w dalszą podróż i przemierzali Podole sunąc gościńcem wzbudzali w miejscowej ludności, która pierwszy raz widziała pojazd bez koni nie tylko zdziwienie, ale nawet przerażenie.

Czas płynie, rok za rokiem. Przyglądamy się dorastaniu autora, jego karierze ucznia i studenta, wstąpieniu do wojska, gorących i wiekopomnych chwilach kończących I wojnę światową i wreszcie powrotowi do zrujnowanych wojną ukochanych Pieniak. 
Wycięto połacie lasów (potrzebowano drewna do budowy okopów), zdewastowano majątek, spalono pałac... Determinacja młodego człowieka była wielka. Zniszczone nie znaczy przepadłe. Stanisław Cieński uporem, pracą, zapałem doprowadził Pieniaki do ponownego rozkwitu. Ze względu na koszty nie zdecydował się na odbudowę pałacu, ale podolskie Pieniaki zbyt ukochał, by tu nie zamieszkać, zbudował więc dom.



W latach międzywojennych powodziło mu się dobrze, odziedziczone i świetnie zarządzane dobra przynosiły dochody, a on bawił w Wiedniu, Paryżu, Monte Carlo... Wreszcie ożenił się, na świat przyszły dzieci. Sielankę przerwała kolejna wojna. Wojna, która miała wszystko zmienić i położyć kres temu,  co tak bardzo ukochał i czego częścią był on sam ze względu na pochodzenie, styl i sposób życia.
Karty dotyczące II wojny światowej przynoszą już inne opisy, inny klimat, co zrozumiałe. Cieński poważnie ranny we wrześniu 1939 roku sporo czasu przebywa w wojskowych szpitalach, w których warunki, sposoby leczenia, brak wszystkiego, ostrzały, ewakuacje nie sprzyjały wyzdrowieniu. W szpitalu otrzymał wiadomość, że odznaczony został Orderem Virtuti Militari za udział w kampanii wrześniowej. Tęsknił za rodziną, wracał myślami do Pieniak, wyczekiwał wiadomości o najbliższych. Część jego znajomych znalazła się w obozie w Starobielsku, część była już za granicą, inni wysiedleni przez Sowietów z własnych domów uciekli, tułali się po rodzinie. 
On - wojenny inwalida, broni do ręki już nie wziął, w 1941 przedarł się do Pieniak, po raz ostatni zobaczył ojcowiznę. Nie przypuszczał, że to ostatni raz, sądził, że wróci, że będzie po dawnemu...
Wspomnienia Stanisław Cieński doprowadził do 1945 roku, gdy wraz z rodziną bez środków do życia, jedną furą zjechał do Krakowa. 
Tu dożył swych dni, zmarł w 1993 roku, w wieku 95 lat - ale to wiemy już z "Posłowia do pamiętnika ojca" zamieszczonego na końcu książki, które spisał Tadeusz Cieński. 
Syn autora spisał krótko dalsze dzieje rodziny. W 1995 roku postanowił wraz z synem Jasiem pojechać do Lwowa, gdzie odnalazł dom swej babki, odszukał grób dziadka, a potem pojechali do ... Pieniak.
Zabudowania  folwarku, dom, park wszystko zostało zniszczone, z parku pozostało jedno drzewo. Gdzieś dalej kawałek muru, z którego syn i wnuk autora książki wzięli na pamiątkę kawałki kamieni... 


***
Stanisław Cieński nigdy nie zaakceptował systemu, który zabrał mu ukochany dom. Bolesna strata powodowała, że "prawie każdej nocy śni  mi się pieniacki las i stawy" - pisał.
Zanurzmy się wraz z autorem w ten dawny świat. Wybierzmy się na wędrówkę jedyną w swoim rodzaju, do czasów i miejsc, których już nie ma, a jeśli nawet przetrwały, dziś pełnią już inną rolę, istnieją w innej rzeczywistości...

"Zamykam oczy i widzę..." to książka, którą będziemy się delektować, niespiesznie, w spokoju. To wspomnienia pisane sercem człowieka, który umiłował ziemię, na której przyszło mu żyć. Nie tylko ją kochał, nie tylko szanował, dotykał wzrokiem, słuchał jej piękna, potem za nią tęsknił, by wreszcie opisać i w ten sposób jeszcze raz wrócić na Kresy. 

Zamknijmy wraz z autorem oczy i zobaczmy jego świat. Piękny świat...



Stanisław Cieński, Zamykam oczy i widzę...,  Wydawnictwo LTW, 2015.
Oprawa twarda, ilustracje w tekście.


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Małopolskim szlakiem, czyli dwór w Stryszowie, Wadowice i widoki, widoki...

Weekend długi, obfitował w lenistwo we własnym ogródku, z książką i paczką chusteczek higienicznych.  Czy komuś jeszcze zdarzył się katar w czerwcu, w upalne dni? Mnie owszem. 
Z różnych powodów na wypad za miasto zdecydowałam się dopiero w niedzielę. Wyjechaliśmy wcześnie rano, by wrócić przed prognozowanymi długimi korkami. Prawie się udało.
Kierunek - Małopolska. Mam po sąsiedzku, więc nie tak daleko...

Zamek Królewski na Wawelu ma swój zamiejscowy odział, jest nim dwór w Stryszowie, niedaleko Wadowic. Tam skierowaliśmy pierwsze kroki.  Furtka do dworu zamknięta, cisza, spokój, nikogo... Jest dzwonek. Dzwonimy. Pojawia się pani, szybko otwiera, furtka uchyla się. Dwór w Stryszowie wzniesiony pod koniec XVI stulecia zaprasza...








O historii dworu, kto ciekawy, można poczytać na jego oficjalnej stronie tutaj.
Dwór może zauroczyć. Posiada charakterystyczne przypory i drewniany balkon, który okala go z trzech stron.  Niegdyś otaczał go ogromny angielski park, ale po wojnie był tu PGR. Cóż zrobiono z 9-hektarowym parkiem? Wycięto wszystkie drzewa, a teren podzielono...
Ostała się tuż przy dworze stara akacja... i jeszcze kilka innych drzew w najbliższym otoczeniu.


Kwitnąca akacja...
Na parterze dworu znajduje się kasa, półki z folderami i przewodnikami, a we wnętrzach czasowe wystawy. Na piętrze ekspozycja stała pokazująca wnętrza dworu polskiego w wieku XIX.
Jeśli chcecie na chwilkę przenieść się w tamte czasy... zapraszam.

Salon
Gabinet

Jadalnia
Na balkon  nie można było wyjść... Szkoda.

Czas było pożegnać dwór w Stryszowie. Jeszcze kilka zdjęć i w drogę... 
Poznałam przepiękne rejony Beskidu Makowskiego i Pogórza Wielickiego. Widoki, widoki...
Ukwiecone łąki, pasma gór roztaczające się wokoło, kręta wąska droga to w górę, to w dół, a za oknem czerwiec.



 Dojechaliśmy do Wadowic.
"Tu wszystko się zaczęło..." przypomina tablica wmontowana przed wejściem do Bazyliki.



Tablica umieszczona przy wejściu do wadowickiej Bazyliki

Pomnik Papieża Jana Pawła II ustawiony między Bazyliką a Muzeum - Domem Rodzinnym
Ojca Świętego. 



Jeszcze chwila na odpoczynek. Upalny, duszny dzień dawał się we znaki. 
Czas na kremówki - jakżeby inaczej!
Wycieczka dobiegała końca, czas wracać...