sobota, 21 listopada 2015

Józef Weyssenhoff - pisarz, światowiec, smakosz życia.

Józef Weyssenhoff miał niezwykłe życie, można powiedzieć, że gotowe na scenariusz filmowy. Czego w nim nie ma! Młodość na Litwie, studia na prestiżowym uniwersytecie w Dorpacie, światowe życie złotej, arystokratycznej młodzieży. Są polowania, bale, karty, miłostki, są dworki ziemiańskie i kasyna w Monte Carlo. Jest rodzinne szczęście i nieszczęście.  Trochę jednak drażni ta bezmyślna beztroska młodego rozrywanego w towarzystwie kresowego arystokraty, którego matka - gorąca patriotka, by utrzymać dzieci po przedwczesnej śmierci ojca, chadzała w dziurawych trzewikach.
Żył z rozmachem, nawet przegrana w karty była spektakularna. W Petersburgu, przy stoliku z rodziną carską (dokładnie ze stryjecznym bratem cara) przegrał tak zawrotną sumę, że złośliwi mówili, że to czwarty rozbiór Polski. 
Zła karta doprowadziła do rozwodu z żoną (Aleksandrą Bloch) i utraty majątku. Przegrał  jako światowiec, ale wkrótce narodził się jako pisarz.



O życiu Józefa Weyssenhoffa mówi wydana niedawno książka Ewy Danowskiej "Józef Weyssenhoff (1860-1932) - pisarz, bibliofil, kolekcjoner", którą przeczytałam z przyjemnością, bo to dobrze udokumentowana publikacja, sprawnie napisana, opatrzona bogatą bibliografią i ciekawym materiałem ilustracyjnym.
Autorka skupia się na życiu, ale także pasjach Weyssenhoffa, jedną z nich było pisarstwo, ale znany był także (choć dziś pod tym względem zapomniany) jako kolekcjoner. Danowska opatrzyła książkę podtytułem, który wskazuje, jak chciała przedstawić bohatera swego biograficznego opracowania. "Nieznane oblicze twórcy" odsłania bowiem Weyssenhoffa jako estetę, kolekcjonera starodruków, rękopisów, ale także numizmatów czy rycin. Pisarz był rozmiłowany w sztuce, dużo czasu spędzał w muzeach, na wystawach, cenił biblioteki, księgarnie, które wówczas pełniły rolę literackich salonów.

Dla kogo jest ta książka? Dla wielbicieli biografii, historii, literatury, dla tych, którzy chcą poczytać o niezwykłym człowieku, który żył w niezwykły sposób w bardzo ciekawych czasach.
Dla mnie było to przede wszystkim spotkanie z pisarzem, którego książki bardzo cenię. Nie tylko "Sobola i pannę", ale także znakomitą, pełną informacji historycznych "Kronikę rodziny Weyssów-Weyssenhoffów" wydaną w Wilnie w 1935 roku. Jak trudna była to pozycja do zdobycia jeszcze kilka lat temu! Już nie pamiętam, która biblioteka sprowadzała mi zamówione kserokopie, gdy przygotowywałam swoją książkę "Tajemnice księżnej Doroty Czartoryskiej". Nie tak dawno przypomniałam sobie "Mój pamiętnik literacki", a w planach mam "Unię. Powieść litewską". 


Dlaczego warto czytać Weyssenhoffa? Choćby dlatego, by poznać autora, który "wszedł do literatury od razu - przez główne drzwi. Ten Mistrz - ani przez chwilę nie był czeladnikiem." 


***

Książka wydana w 2015 roku przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Zawiera obszerną bibliografię (w tym źródła rękopiśmienne), indeks osób, szczegółowy wykaz ilustracji. Na uwagę zasługują wkładki  ilustracyjne, gdzie prezentowane są fotografie pisarza, jego rodziny, ale także karty wstępu do kasyna w Monako, zaproszenia do Radziwiłłów, na bale do Branickich, na wieczory do Przezdzieckich...
Jest też zasuszony kwiat zerwany przez pisarza w ogrodzie królewskim w Atenach, listy, bruliony powieści, okładki katalogów, ekslibris Weyssenhoffa czy jego szafy biblioteczne, obecnie w czytelni biblioteki Instytutu Badań Literackich w Warszawie.


sobota, 7 listopada 2015

Gdzie jestem, kiedy mnie tu nie ma?

Trochę mniej mnie na blogu... 
Gdy go założyłam pisałam 10, a nawet 14 postów w miesiącu. Wcale nie było to spowodowane tym, że więcej na przełomie 2012/2013 roku czytałam, wydawałam, więcej się działo spraw ważnych. 
Powoli narzucałam blogowi mniejsze tempo. Tak już pewnie zostanie... Kilka wpisów w miesiącu. Może nawet jeden albo dwa. O sprawach, książkach, podróżach najważniejszych. Nie o wszystkim.


Pisanie książek zajmuje mnóstwo czasu, zbieranie materiałów także.  Może nawet ta część przygotowująca do pisania jest dłuższa? W dodatku przy pracy zawodowej na pełnym etacie bywa to niekiedy logistycznie trudne. Czas pokaże jak będzie dalej? Czy pracę z pisaniem uda się dalej godzić? 

W październiku zakiełkował dość nieśmiało pewien literacki pomysł. Nie miałam takiej książki na razie w planach, ale ... sprawy potoczyły się inaczej. Planowaną biografię odsunęłam na kilka miesięcy, by zająć się moim nowym pomysłem, który zjawił się nagle i tak mnie zaintrygował i wciągnął, że ... poświęcam mu teraz każdą wolną chwilę. 

Tworzy się nowa książka, inna niż dotychczasowe, bo nie będzie to biografia poświęcona jednej postaci, ale szkice biograficzne.
Przeglądam więc moje szuflady, w których trzymam nagromadzone przez lata zapiski poczynione w archiwach i bibliotekach, płyty CD, na których mam skany dziewiętnastowiecznych  listów, "siedzę" w bibliotekach cyfrowych czytając prasę z początków XX wieku. Szukam ilustracji, fotografii w sepii, przeglądam albumy, katalogi. 
Temat wprost bezkresny, pomysły na kolejne rozdziały przychodzą wraz z nowymi odkryciami.
Jesienne wieczory sprzyjają takiej pracy. Jesienią i zimą po prostu dobrze się pisze...

Wracam do pracy :)