sobota, 21 lutego 2015

Świat polskich dworów

Ponieważ ostatnio kompletowałam  ostateczną wersję ikonografii do mojej książki przeglądałam w związku z tym nie tylko otchłanie mojego dysku, ale także płytki CD i wszystkie inne nośniki, gdzie mam swoje fotograficzne archiwum.
Przy okazji - po raz kolejny - przeniosłam się we wspomnieniach na szlak polskich dworów. Temat uroczy i wdzięczny, bardzo mi bliski, choć panną z dworku nie jestem i pewnie tak już zostanie :) 
Kto ma chwilę czasu zapraszam na wędrówkę...
Śladem polskich dworów, ziemiańskich siedzib, gdzie dbano o tradycję, kulturę, gdzie życie przebiegało według utartych schematów, ale wcale nie nudno, raczej ze wskazaniem ustalonego porządku, który był miarą i wartością tamtego życia.



Dwór Krasińskich w Złotym Potoku, niedaleko Częstochowy /2014/
W 1857 roku spędził tu wakacje Zygmunt Krasiński, w latach późniejszych mieszkała tu
(w niedalekim pałacu) jego córka Maria Beatrix Raczyńska
Dwór w Koszutach w Skansenie miniatur Pobiedziska, przy trasie Poznań-Gniezno
Tutaj już prawdziwy dwór w Koszutach w otoczeniu pięknego parku i kwitnących hortensji, Wielkopolska /2007/





Górki Wielkie na Śląsku Cieszyńskim, częściowo odbudowany dwór Kossaków /2014/
Tu mieszkała i pisała (po powrocie  z emigracji w niedalekim domku ogrodnika) Zofia Kossak-Szczucka

Dwór w Krasnogrudzie za Sejnami, niedaleko litewskiej granicy /2013/

Krasnogruda, dwór z czerwonym gankiem, tu na wakacje przyjeżdżał młody Czesław Miłosz
Dwór w Tomaszowicach, niedaleko Krakowa /2009/

Więcej o niektórych z tych dworów pisałam tu:






poniedziałek, 16 lutego 2015

Moje ścieżki w Krakowie.

Sobota w Krakowie -  jeszcze zimowym, ale rozświetlonym coraz mocniejszym, jakby przedwiosennym słońcem. Powędrowałam znanymi szlakami, trochę swoimi ścieżkami, co chwilę docierając do miejsc związanych z bohaterami moich książek. Od tych miejsc już uciec nie potrafię, nogi same idą i czasem zaskakują mnie zmiany. Ale po kolei...


Wreszcie Kraków, gdzie się udać najpierw?

Resztki śniegu na Placu Mariackim
"Baranów" chyba nie trzeba przedstawiać...
Zrobić to zdjęcie łatwo nie było. Ruch między Małym Rynkiem a Placem
Mariackim jest duży. Wreszcie pusto. Chwila na zdjęcie... 


Na Sławkowskiej zaskoczył mnie odnowiony, lśniący pałac Sanguszków. To tu mieszkała Helena Sanguszkówna, bohaterka mojej książki "Dama w jedwabnej sukni". Gdy ją wydawałam pałac był szary, smutny i nie przypominał w niczym dawnej siedziby wielkiego i znaczącego rodu.

Pałac Sanguszków dziś...

Pałac Sanguszków w 2009 r.

Niektóre z niedzielnych zaskoczeń były niestety bardzo smutne. Pamiętacie na pewno księgarnię w Pałacu Spiskim? Jedna z najbardziej znanych księgarni Krakowa przestała istnieć. Kiedyś na wystawie było mnóstwo książek, teraz przeraźliwa pustka, coś się skończyło. Oj, Krakowie! Jak to możliwe, w takim mieście znów znika kolejna księgarnia? 


Smutno...
Jakże miły był wobec tej wiadomości widok na Szpitalnej, gdzie wciąż działa antykwariat. W niedzielę był zamknięty, ale zajrzałam przez szybkę, a tam takie oto skarby...





To zdjęcie zrobiłam już po wyjściu z Galerii w Sukiennicach, którą zwiedzałam po raz kolejny, bo to moje ulubione  krakowskie Muzeum. Gdzież więc najlepiej poprawić sobie humor jak nie tam? Spojrzałam na moje ulubione obrazy, nie znalazłam kilku (w tym Gierymskiego "Wieczór nad Sekwaną"), przystanęłam po raz kolejny przed portretem Piotra Moszyńskiego malowanego przez Matejkę... To jeden z bohaterów mojej nowej, jeszcze nie wydanej, będącej na ukończeniu książki.

Słoneczny Kraków zapraszał jednak na wędrówkę, chciałam jeszcze podejść do kościoła św. Mikołaja i na ul. Westerplatte do pałacu Pusłowskich. 
Piękny pałac Pusłowskich wzorowany na renesansowych włoskich willach oświetlony złotymi promieniami, teraz w połowie lutego, prezentował się lepiej niż latem, gdy widziałam go po raz ostatni. Zdjęcie zza bramy, bowiem w niedziele gmachy UJ są zamknięte.


Pałac Pusłowskich
Wreszcie majestatyczne piękno Wawelu. Spacer wśród historii w świetle popołudniowego słonka. Jeszcze bulwar nad Wisłą i trzeba wracać do domu. Do następnego razu. Wiosną?
































wtorek, 10 lutego 2015

Opowieści polskich dworów

Bognę Wernichowską pasjonują "rzeczy dawne", stąd wiem, że czytając jej książki zawsze znajdę się w świecie, który i mnie pasjonuje. Nie inaczej było, gdy do ręki wzięłam książkę "Opowieści polskich dworów". To szkice dotyczące 25 dworów i ich mieszkańców. Historie, które pisało życie.




Autorka zacytowała słowa Jana Obsta, który przypominał  o roli polskiego dworu: 

"Dom rodzinny, nasz dwór staropolski, to świadek żyjący a wymowny wieków ubiegłych, tych burz, które przeszły nad krajem naszym i potężnych czynników kulturalnych, które normowały życie ojców naszych i dziadów. 
Kto lekkomyślnie burzy te cenne zabytki, rozrywa łańcuch święty, łączący nas z przeszłością narodu naszego i kraju, niszczy dobrowolnie najdroższy skarb, który w spuściźnie otrzymał po przodkach - tradycję." (s. 5)


Jan Obst pisząc te słowa w "Kwartalniku Litewskim" w 1910 roku nie przypuszczał nawet, co szykuje historia wieku XX.  Burze dziejowe, które przetoczyły się przez polskie ziemie zniszczyły mnóstwo dworów, a była to - jakże często - polityka celowa. Dobrze wiedziano, że niszczy się nie budynek czy dom mieszkalny, ale świadka historii, skarb przechowujący narodową tradycję.


Książka "Opowieści polskich dworów" prowadzi nas do wybranych ocalonych dworów, które przetrwały. Dziś jest ich na terenie Polski obecnie około 500. 

Wraz z autorką wędrujemy do Modlnicy, którą dziś opiekuje się Uniwersytet Jagielloński, do Trzebini, gdzie odremontowany dwór Zieleniewskich mieści Centrum Kultury. Co ciekawe w rękach Zieleniewskich dwór pozostał do 1983 roku, dopiero po śmierci ostatniej właścicielki przeszedł na własność Skarbu Państwa. Zaglądamy do Przysuchy, gdzie mądra i piękna starościna Urszula Dembińska prowadziła z powodzeniem wielki majątek. Dalej przyglądamy się dworowi w Czarnolesie, gdzie dziś działa Muzeum Jana Kochanowskiego, zaglądamy do urokliwej Koryzonówki Serafińskich, gdzie przyjeżdżał do rodziny Jan Matejko. Na trasie literackiej i reporterskiej  podróży Bogny Wernichowskiej dworów jest jeszcze wiele.

Adam Nowina-Konopka przed dworem w Modlnicy
(1929 r, fot. J. Noga)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Modlnica

Przyglądamy się ich właścicielom, postaciom wielkim i małym, świetnym gospodarzom, pięknym damom, poznajemy rodzinne historie. Książka jest jednak jedynie szkicem, to jakby zaproszenie do własnych poszukiwań, podążenia tropem wskazanym przez autorkę, która zachęca do poznania tych siedzib i przypomina o ich istnieniu. Służą temu mapki, a niejednokrotnie podane dokładne dane teleadresowe.

Jeszcze słowo o wydaniu. Okładka miękka, 224 strony tekstu, bardzo dużo ilustracji, wszystkie czarno-białe. Szarawy papier nie najlepszej jakości to jedyny minus tej publikacji. Temat prosiłby się o bardziej wytworne potraktowanie, ale w wydaniu obecnym książka ma szanse, ze względu na bardzo dostępną cenę,  trafić do wielu odbiorców.


niedziela, 8 lutego 2015

Zima w Beskidzie Sądeckim (i okolicach)

Dziś post typowo turystyczny, ale trudno było mi nie napisać o pięknej zimie, której przyglądałam się przez prawie tydzień pobytu w Krynicy-Zdroju. 
Nasze znane uzdrowisko ma swój niezaprzeczalny urok, możliwości spędzenia czasu jest mnóstwo, atrakcji wszelakich także. Kiedy nie trzeba się spieszyć, a czas płynie jedynie na urlopowym oglądaniu, spacerowaniu, przeżywaniu i fotografowaniu, świat pokazuje zawsze inne, lepsze oblicze. 






Z nowości w Krynicy trzeba napisać, niestety, o  odnowionej za ogromne pieniądze Pijalni Głównej. Słowo - niestety -  piszę nieprzypadkowo. Mnie się nie podobało! Dawna pijalnia tętniąca kuracyjnym życiem, pełna sklepików, stoisk z biżuterią, miodami, pamiątkami, a przede wszystkim z zachwycającą roślinnością odeszła w zapomnienie. Nowa jest przeraźliwie pusta, bez klimatu, bez dorodnych roślin, które stwarzały wrażenie wspaniałego ogrodu zimowego. Owszem, są wygodne kanapy, miejsca wypoczynku, "jakieś" roślinki, tylko nie ma na czym "zawiesić oka". Wyremontowana, odnowiona pijalnia za grube miliony przypomina poczekalnię na wielkim dworcu czy lotnisku. Szaro, buro i nieprzytulnie. A... są jeszcze bramki na wejściu. Gdy ja byłam,  nie działały.  Wyszłam stamtąd szybko, bo nic mnie tam nie zatrzymało i nie zaciekawiło. 

Na szczęście reszta Krynicy zachowała swój klimat i nie straszy nowymi, jakże często, nieudanymi, a kosztownymi pomysłami.
Zdjęć pijalni nie zamieszczam, bo są ciekawsze obiekty i miejsca w Krynicy, które można uwiecznić. Oto one.


Witoldówka

Pijalnia Jana

Na Górze Parkowej

Zielony zameczek - "Stefania"

Korzystając z pobytu w Krynicy podjechaliśmy do niedalekiego, oddanego kilka lat temu do użytku, kasztelu w Szymbarku. To już Beskid Niski, ale ... prawie "po sąsiedzku".
Biały kasztel, cenny zabytek renesansowy, widać już z drogi. Nieduży, malowniczy, z czterema basztami, zwieńczony attyką. 



Kasztel w Szymbarku to dziś Ośrodek Konferencyjno-Wystawienniczy. W środku w jednej z sal ekspozycja związana z historią dawnych właścicieli. Trochę mebli, starych fotografii, obrazów, bibelotów... Na piętrze sala konferencyjna, ale jest też kominek, obrazy w złoconych ramach, w przeszklonych szafach porcelana i szkło. 
Świat dawny, ocalony od zapomnienia połączony z nowoczesnym, bo na piętro można wjechać ... windą!
Szary dzień umniejszył doznania wzrokowo-fotograficzne. Biały kasztel rozmył się nieco w bieli śniegu i szarościach pochmurnego dnia. Nic to. Wycieczka była udana.

Jeszcze powrót do wspaniałej zimy w Krynicy. Spacer po Górze Parkowej pełnej białego puchu i krajobrazów jak z bajki.



W sobotę powrót do domu. Przedtem jeszcze krótka wizyta w Piwnicznej-Zdroju, gdzie funkcjonuje przyjemna Pijalnia Artystyczna, a nieopodal stoi urocza, stylowa altanka kryjąca odwiert wody "Piwniczanka".