poniedziałek, 28 grudnia 2015

Podsumowanie 2015

Kończy się rok. 
Jaki był dla mnie?
Dla mnie - autorki bardzo dobry.
Wydana w kwietniu kolejna opowieść biograficzna "Listy z Kresów. Opowieść o Józefie 
z Moszyńskich Szembekowej", w październiku II wydanie "Damy  w jedwabnej sukni".

Spotkania z Czytelnikami na Targach Książki. 
W maju - warszawskie, w październiku - krakowskie.
"Na warsztacie" nowa książka, jeszcze kończona... jej przyszłość to rok 2016.























Zawodowo rok bardzo trudny, zbyt trudny.
Pisanie i praca nie idą mi w parze. Dwa światy. Dwie rzeczywistości.
Może dlatego tak lubię pisać? :)

Poza tym jest DOBRZE :)
Mam nadzieję, że Nowy Rok będzie lepszy od tego, który właśnie mija...
Tego właśnie Wam życzę. 
Niech wszystko, czego nie zdążyliśmy zrealizować w 2015 
(nie chcieliśmy, nie mieliśmy na to siły czy odwagi)  
stanie się w Nowym Roku.


środa, 16 grudnia 2015

Biografie i drobiazgi mają już trzy lata.

Kiedy to minęło? 3 lata na blogu. 
Wszystko zaczęło się 11 grudnia 2012 roku. 
Nawet nie zauważyłam własnych blogowych urodzin. Stąd świętuję z opóźnieniem.
Mniej teraz piszę, rzadziej zaglądam, ale taka to chyba kolej rzeczy.

Dziękuję wszystkim, którzy mnie odwiedzają częściej i rzadziej, którzy komentują lub tylko czytają, którzy do mnie piszą.

















sobota, 12 grudnia 2015

Trochę przedświątecznego Krakowa...

Zupełnie spontaniczna decyzja i rankiem znalazłam się w udekorowanym świątecznie Krakowie. Krótko, kilka godzin. Był spacer, kawa w ulubionym miejscu, nowe odkrycie gastronomiczne na Brackiej, zakupy, kiermasz świąteczny i "oddech" Krakowem.






Bywałam w tej księgarni tyle razy...
Dopiero dziś zwróciłam uwagę na tablicę przy wejściu.
Gdzie znajdowała się najstarsza księgarnia w Europie?
W Krakowie...
W księgarni odnalazłam na półkach miłe akcenty, czyli
 moje książki.
Na Grodzkiej ktoś zgubił buty...
W dodatku z kwiatkami...
Chwila  na Kanoniczej
Kolejna choinka, tym razem przed Urzędem Miasta
Mały Rynek


piątek, 4 grudnia 2015

Dwory i pałace na Kresach Wschodnich. Między Niemnem a Bugiem

Katarzyna i Jerzy Samusikowie przygotowali piękny album "Dwory i pałace na Kresach Wschodnich. Między Niemnem a Bugiem". Obszary, którymi podążają autorzy tej książki przed laty usiane były polskimi dworami, pałacami, zamkami. Wielkie arystokratyczne nazwiska mieszają się tu z nazwiskami polskich wybitnych twórców literatury, których korzenie także sięgają Kresów.


Album jest efektem pasji i podroży autorów, którzy przemierzali szlak między Niemnem a Bugiem w poszukiwaniu ziemiańskich siedzib. Ostało się ich po burzliwych czasach wojen, rewolucji i celowego niszczenia przez Sowietów całkiem sporo. W rożnym stanie. 
Niektóre pełnią dziś rolę muzeów  (Radziwiłłowskie  zamki w Mirze czy Nieświeżu, dworki w Nowogródku czy Mereczowszczyźnie), inne zdewastowane, w stanie postępującej ruiny przypominają o dawnej historii tych ziem.

Książka ma układ alfabetyczny, podzielona jest na części, w których każda prezentuje inny dwór czy pałac. Jest nieco o historii, informacji o dawnych właścicielach, wyposażeniu wnętrz w czasach świetności danej siedziby. Jest także krótki opis tego, co zastajemy na miejscu współcześnie. Jak na album przystało mamy też zdjęcia ukazujące pałace, dwory, ruiny, parki, samotne, sędziwe drzewa...



W niektórych przypadkach dołączono także fotografie dawne czy ilustracje znanych akwarel kresowych malowanych przez Napoleona Ordę. Zachwyciło mnie całostronicowe zdjęcie dębu "Dewajtis" w Hruszowej czy romantyczne Kraski (z okładki), zdjęcia alei wysadzanych drzewami, bo tak jechało się dawniej do dworu. I te aleje w większości przetrwały...
Wciąż pięknie nad rozlewiskiem prezentuje się malowniczy dwór w Podorosku.
Smutne są ruiny radziwiłłowskiej siedziby w Połoneczce czy pałacu Sapiehów i Potockich w Wysokim Litewskim. Przez 224 strony albumu podróżujemy wraz z autorami w czasy przeszłe.

Zamykając ostatnią kartę albumu w zasadzie towarzyszył mi smutek, bo te wszystkie dobra, zabytki, dzieła ludzkiej myśli, fantazji i marzeń, świadectwo przywiązania do ziemi przez pokolenia mieszkających tam Polaków zostały tak bestialsko zniszczone i  rozszabrowane.
Zniszczenie polskich Kresów był to wielki gwałt na polskiej historii i kulturze.

Album jest na pewno bardzo ciekawą i cenną pozycją dla wszystkich, którzy interesują się historią Kresów.
Czego mi w tym wydaniu brakuje?
Brak mi indeksu osobowego, spisu treści, który ułatwia dotarcie do szukanej siedziby i wreszcie rzecz najważniejsza - brak bibliografii.
Domyślam się jedynie, że autorzy posiłkowali się w opisach siedzib i mieszkańców np. znakomitym kilkunastotomowym dziełem Romana Aftanazego. Ale czy na pewno? Jakie jeszcze książki, źródła pomogły im w opisaniu historii dawnych polskich dworów na Kresach? 
Bibliografia wiele by wyjaśniła, a może nakierowała na inne, wartościowe lektury w tym temacie. Może w kolejnym wydaniu warto o tym pomyśleć?


sobota, 21 listopada 2015

Józef Weyssenhoff - pisarz, światowiec, smakosz życia.

Józef Weyssenhoff miał niezwykłe życie, można powiedzieć, że gotowe na scenariusz filmowy. Czego w nim nie ma! Młodość na Litwie, studia na prestiżowym uniwersytecie w Dorpacie, światowe życie złotej, arystokratycznej młodzieży. Są polowania, bale, karty, miłostki, są dworki ziemiańskie i kasyna w Monte Carlo. Jest rodzinne szczęście i nieszczęście.  Trochę jednak drażni ta bezmyślna beztroska młodego rozrywanego w towarzystwie kresowego arystokraty, którego matka - gorąca patriotka, by utrzymać dzieci po przedwczesnej śmierci ojca, chadzała w dziurawych trzewikach.
Żył z rozmachem, nawet przegrana w karty była spektakularna. W Petersburgu, przy stoliku z rodziną carską (dokładnie ze stryjecznym bratem cara) przegrał tak zawrotną sumę, że złośliwi mówili, że to czwarty rozbiór Polski. 
Zła karta doprowadziła do rozwodu z żoną (Aleksandrą Bloch) i utraty majątku. Przegrał  jako światowiec, ale wkrótce narodził się jako pisarz.



O życiu Józefa Weyssenhoffa mówi wydana niedawno książka Ewy Danowskiej "Józef Weyssenhoff (1860-1932) - pisarz, bibliofil, kolekcjoner", którą przeczytałam z przyjemnością, bo to dobrze udokumentowana publikacja, sprawnie napisana, opatrzona bogatą bibliografią i ciekawym materiałem ilustracyjnym.
Autorka skupia się na życiu, ale także pasjach Weyssenhoffa, jedną z nich było pisarstwo, ale znany był także (choć dziś pod tym względem zapomniany) jako kolekcjoner. Danowska opatrzyła książkę podtytułem, który wskazuje, jak chciała przedstawić bohatera swego biograficznego opracowania. "Nieznane oblicze twórcy" odsłania bowiem Weyssenhoffa jako estetę, kolekcjonera starodruków, rękopisów, ale także numizmatów czy rycin. Pisarz był rozmiłowany w sztuce, dużo czasu spędzał w muzeach, na wystawach, cenił biblioteki, księgarnie, które wówczas pełniły rolę literackich salonów.

Dla kogo jest ta książka? Dla wielbicieli biografii, historii, literatury, dla tych, którzy chcą poczytać o niezwykłym człowieku, który żył w niezwykły sposób w bardzo ciekawych czasach.
Dla mnie było to przede wszystkim spotkanie z pisarzem, którego książki bardzo cenię. Nie tylko "Sobola i pannę", ale także znakomitą, pełną informacji historycznych "Kronikę rodziny Weyssów-Weyssenhoffów" wydaną w Wilnie w 1935 roku. Jak trudna była to pozycja do zdobycia jeszcze kilka lat temu! Już nie pamiętam, która biblioteka sprowadzała mi zamówione kserokopie, gdy przygotowywałam swoją książkę "Tajemnice księżnej Doroty Czartoryskiej". Nie tak dawno przypomniałam sobie "Mój pamiętnik literacki", a w planach mam "Unię. Powieść litewską". 


Dlaczego warto czytać Weyssenhoffa? Choćby dlatego, by poznać autora, który "wszedł do literatury od razu - przez główne drzwi. Ten Mistrz - ani przez chwilę nie był czeladnikiem." 


***

Książka wydana w 2015 roku przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Zawiera obszerną bibliografię (w tym źródła rękopiśmienne), indeks osób, szczegółowy wykaz ilustracji. Na uwagę zasługują wkładki  ilustracyjne, gdzie prezentowane są fotografie pisarza, jego rodziny, ale także karty wstępu do kasyna w Monako, zaproszenia do Radziwiłłów, na bale do Branickich, na wieczory do Przezdzieckich...
Jest też zasuszony kwiat zerwany przez pisarza w ogrodzie królewskim w Atenach, listy, bruliony powieści, okładki katalogów, ekslibris Weyssenhoffa czy jego szafy biblioteczne, obecnie w czytelni biblioteki Instytutu Badań Literackich w Warszawie.


sobota, 7 listopada 2015

Gdzie jestem, kiedy mnie tu nie ma?

Trochę mniej mnie na blogu... 
Gdy go założyłam pisałam 10, a nawet 14 postów w miesiącu. Wcale nie było to spowodowane tym, że więcej na przełomie 2012/2013 roku czytałam, wydawałam, więcej się działo spraw ważnych. 
Powoli narzucałam blogowi mniejsze tempo. Tak już pewnie zostanie... Kilka wpisów w miesiącu. Może nawet jeden albo dwa. O sprawach, książkach, podróżach najważniejszych. Nie o wszystkim.


Pisanie książek zajmuje mnóstwo czasu, zbieranie materiałów także.  Może nawet ta część przygotowująca do pisania jest dłuższa? W dodatku przy pracy zawodowej na pełnym etacie bywa to niekiedy logistycznie trudne. Czas pokaże jak będzie dalej? Czy pracę z pisaniem uda się dalej godzić? 

W październiku zakiełkował dość nieśmiało pewien literacki pomysł. Nie miałam takiej książki na razie w planach, ale ... sprawy potoczyły się inaczej. Planowaną biografię odsunęłam na kilka miesięcy, by zająć się moim nowym pomysłem, który zjawił się nagle i tak mnie zaintrygował i wciągnął, że ... poświęcam mu teraz każdą wolną chwilę. 

Tworzy się nowa książka, inna niż dotychczasowe, bo nie będzie to biografia poświęcona jednej postaci, ale szkice biograficzne.
Przeglądam więc moje szuflady, w których trzymam nagromadzone przez lata zapiski poczynione w archiwach i bibliotekach, płyty CD, na których mam skany dziewiętnastowiecznych  listów, "siedzę" w bibliotekach cyfrowych czytając prasę z początków XX wieku. Szukam ilustracji, fotografii w sepii, przeglądam albumy, katalogi. 
Temat wprost bezkresny, pomysły na kolejne rozdziały przychodzą wraz z nowymi odkryciami.
Jesienne wieczory sprzyjają takiej pracy. Jesienią i zimą po prostu dobrze się pisze...

Wracam do pracy :)


środa, 28 października 2015

Dama w jedwabnej sukni w nowym wydaniu!

Kto nie czytał wydania pierwszego "Damy w jedwabnej sukni. Opowieści o księżniczce Helenie Sanguszkównie" przypomnę, że książka ukazała się w 2012 roku w Wydawnictwie LTW.

Wydanie II (świeżutkie egzemplarze z drukarni właśnie dziś do mnie dotarły) zostało poprawione i uzupełnione. To ta sama, ale jednak inna książka. Zdecydowanie jaśniejsza okładka wydobywa piękno portretu Heleny malowanego w Rzymie przez Antoine Bourlarda. 


W środku też zmiany. W wydaniu I zamieszczono 48 ilustracji, w nowym wydaniu jest ich 62!
Odszukałam jeszcze nowe fotografie Heleny w Bibliotece Narodowej, Muzeum Zamoyskich w Kozłówce czy Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. Są także nowe fotografie jej matki księżnej Izy, szwagierek Marii i Konstancji, przyjaciółki Zofii. Jest własnoręczny list Heleny pisany zamaszyście i bardzo starannie. Jest jeszcze kilka innych zmian...
Niektóre informacje wymagały zaktualizowania, inne pojawiły się po raz pierwszy jak na przykład opis wizyty u Sanguszków w Gumniskach arcyksięcia Rudolfa...


O kim jest książka? 

"Dama w jedwabnej sukni" to oparta na materiałach źródłowych opowieść biograficzna o Helenie Sanguszkównie (1836–1891). Helena była kobietą niezwykle piękną, znaną i podziwianą w salonach niemal całej Europy. Dla jednych była światową damą o ogromnej wrażliwości, księżniczką o „dobrym sercu”, dla innych jedynie bohaterką romansów i towarzyskich plotek. Śledząc jej życie, przemierzamy niemal całą Europę, od Petersburga po Paryż. Zaglądamy do ekskluzywnych kurortów, teatrów, wnętrz pałaców, atelier modnych malarzy. Mnóstwo tu obyczajowego szczegółu, ale także realiów życia arystokracji w XIX wieku. Jest też poruszająca ludzka historia – niełatwa miłość i trudne życiowe wybory. 

/informacja z IV strony okładki/

Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do czytania i poznania nowej "Damy w jedwabnej sukni".
Jak bardzo innej i nowej przekonacie się sami...



wtorek, 27 października 2015

O krakowskich Targach Książki i ... złotej jesieni


Niedziela, 25 października. Kierunek? Kraków.
Właśnie trwają 19. Międzynarodowe Targi Książki.


W drodze do...
Kraków wita mnie jesiennie zamglony. Wreszcie docieram na miejsce.



Miałam jeszcze chwilę czasu do swojego spotkania, więc pospacerowałam między stoiskami oglądając 
książki, książki, książki...
Z relacji innych wiem, że sobota była bardzo "tłoczna".
Niedzielne "alejki targowe" pełne wielbicieli książek, ale mimo wszystko dość przestronne, w niektórych miejscach prawie kameralnie. 
Ścisku nie ma, przynajmniej ja go nie zauważyłam.

Zamieniam parę słów na niektórych stoiskach. Muzeum Historii Fotografii im. W. Rzewuskiego w Krakowie przygotowało ciekawe pocztówki, wybieram jedną na pamiątkę, to "Portret dziewczyny z warkoczem". Zamieniam jeszcze słowo tu i tam... jest miło, sympatycznie, uśmiechnięci ludzie.
 Jeszcze małe zakupy (literatura kresowa to wciąż u mnie nr 1) i zmierzam powoli 
do stoiska B17.

W godzinach 12.00 - 13.30 miało miejsce moje spotkanie na stoisku Wydawnictwa LTW, gdzie podpisywałam książki i rozmawiałam z Czytelnikami.

W Wydawnictwie LTW wydałam ...
Tytułów nie będę wymieniać, damy same mówią z okładek...














Dziękuję moim Wydawcom za zaproszenie i wszystkim, którzy tego dnia odwiedzili 
mnie na stoisku Wydawnictwa LTW.
Rozmowy o książkach wydanych, czytanych i tych, które dopiero są w planach 
były bardzo inspirujące...

Fot. Wydawnictwo LTW
Stoisko Wydawnictwa LTW, na którym są także i moje książki...
Fot. Wydawnictwo LTW



Fot. Wydawnictwo LTW

To ostatni dzień Targów Książki. Czas wracać.
Drogę powrotną do domu wybieram w wersji jesienno-malowniczej. 
Pewnie takich widoków w Ojcowie i Pieskowej Skale już w tym roku nie zobaczę.







środa, 14 października 2015

Zapraszam na 19. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie!

Już niedługo kolejna odsłona krakowskich Targów Książki. 
Dla mnie po raz trzeci.

Zapraszam na spotkanie i rozmowy o książkach (i nie tylko) 
25 października (w niedzielę) 
w godzinach 12.00-13.30.

Stoisko B17  Wydawnictwa LTW


Serdecznie zapraszam!



piątek, 2 października 2015

Już październik...

Zmieniające się pory roku to taka oczywistość i za każdym razem mimo wszystko mnie zaskakują. Przychodzą i odchodzą trochę za szybko. 
Kiedyś upływ czasu przypominał mi polną ścieżkę - można było kroczyć wolno, schylając się po mijane kwiatki, przypatrując się łąkom, polom. Delektując się.
Dziś z tej dawnej polnej ścieżki nic nie zostało.
Rzeczywistość już się na niej nie mieści, wszystko przyspieszyło, a czas zachowuje się dziwnie. 
Jest, a wciąż go brakuje. 
Zmieniające się zbyt szybko pory roku są tego dowodem. Nie tak dawno odnajdywałam w swoim ogrodzie wiosnę, dziś znalazłam tam jesienną ciszę i spokój chylącej się do pożegnania przyrody.








W wolnych chwilach czytam oczywiście.  Przede wszystkim dokumenty z XIX stulecia. Latem wybrałam się do archiwów, zrobiłam setki zdjęć, a teraz - jesiennymi wieczorami - czytam sobie korespondencję Zamoyskich, Walickich, Wichlińskich...
Jako postscriptum do wakacyjnej trasy w okolicach Grójca "Katalog zabytków sztuki w Polsce. Tom X. Powiat Grójecki."
Wszystko "kręci się" wokół przyszłego pisania. 






























sobota, 19 września 2015

Gawędy o czasach i ludziach Waleriana Meysztowicza

"Kto jest tej całej pisaniny głównym bohaterem? Teraz, gdy patrzę na zebrane arkusze, myślę, że jest nim kraj mój rodzinny: dawna zapomniana Rzeczpospolita Obojga Narodów, a w niej Wielkie Księstwo Litewskie. Dziś jest ono dla wielu tylko wspomnieniem historycznym. Dla mnie było ono żywą rzeczywistością" - pisał w przedmowie do swej książki autor - ksiądz Walerian Meysztowicz.

Autor był Kresowiakiem, urodzonym w Pojościu na Litwie Kowieńskiej w ostatnich latach XIX stulecia. Przeżył prawie 90 lat. Namawiano go, by spisał pamiętniki, nie chciał. Wiele przeżył, wiele widział. Zdecydował się wrócić wspomnieniami do ludzi, których znał, o których słyszał wybierając gentelmańską zasadę "nie pisać o żyjących, a o zmarłych albo nie pisać nic, albo dobrze."



Tak powstały tytułowe gawędy, będące szkicami, wspominkami o czasie, miejscach, ludziach będących już historią. Zachwyca język - malowniczy, piękny, staranny. Jakże inny od współczesnego zalewu skrótów, niestaranności, bylejakości, którą wielu tak łatwo usprawiedliwia dziś pośpiechem.
Rodzinne Pojoście w sposób charakterystyczny dla autora zostało nie tyle opisane, co namalowane. Czytając opis dworu i jego otoczenia widzimy ziemie nad Jostą, obszerny dziedziniec i park, jakiego w okolicy nie było. Kolumnowy ganek opleciony dzikim winem, we dworze wysokie pokoje, jadalnia z portretami przodków, bawialnia z kominkiem, niebieski salon, gdańskie szafy i "mahonie z epoki".


Gospodarowano i żyło się inaczej niż dziś. Nie liczono na szybkie wzbogacenie, na natychmiastowe wybudowanie domu, otoczenie go czymś na kształt ogrodu. 
W tamtych czasach prawdziwe rodzinne siedziby powstawały powoli. To czas, wymiana pokoleń namaszczał dwory i pałace, dodawał im rangi, potwierdzał ważność ciągłości.
Meysztowicz pięknie podkreśla to przypominając sobie sadzenie dębów. Jego ojciec miał wówczas powiedzieć: "To ani dla mnie, ani dla ciebie, może dla twego syna, raczej wnuka."
Takie to były czasy...
Autor przypomina mnóstwo postaci ze swej rodziny, otoczenia. Pisze też o osobach znanych, właścicielach wielkich majętności noszących historyczne nazwiska. Obok wspomnienia o stryjence Meysztańskiej mamy więc charakterystykę Radziwiłłów z Towian, Józefa Potockiego, Marszałka Piłsudskiego, Piusa XI, kardynała Sapiehy, generała Andersa i wielu, wielu innych.

Walerian Meysztowicz zmarł w 1982 roku w Rzymie. "Gawędy o czasach i ludziach", które pozostawił to książka wyborna, będąca pewnym podsumowaniem życia autora. Choć zastrzega - to nie pamiętnik, nie autobiografia! Raczej książka wynikająca z chęci podzielenia się autora "zapiskami o ludziach", których w trakcie przygotowań do jej wydania nazbierała się "duża skrzynia". Zajrzyjmy więc do tej skrzyni pełnej historii o czasach i ludziach, innej rzeczywistości, innym życiu...


Ks. Walerian Meysztowicz: Gawędy o czasach i ludziach. Wydawnictwo LTW.



wtorek, 15 września 2015

Moje bohaterki na Kresach

Nie ukrywam, że pomysł na ten post dojrzewał długi czas, ale dopiero teraz zasiadłam wygodnie, by go wreszcie napisać i zilustrować. Bohaterki moich biograficznych opowieści to damy z zasłużonych, znanych polskich rodów arystokratycznych i ziemiańskich. Z Kresami bardziej lub mniej związana była w zasadzie każda z nich. Tam się rodziły, mieszkały, odwiedzały rodzinę, przyjaciół, upiększały swe kresowe, dziś w większości legendarne, rezydencje. Stamtąd pisały do rodziny listy, ich portrety zdobiły ściany tamtejszych pałaców i dworów, w tamtych lasach polowały. 
Nieśwież, Młynów, Czarnobyl, Korzec, Szpików, Kasperówka, Czarny Ostrów, Berszada, Ujście, Sławuta... Wszędzie tam zaznaczały swą obecność, a ja odtwarzając ich losy podążałam wraz z nimi ma Kresy, do świata, który przeminął.

Teofila z Morawskich urodziła się w Grodnie. Miała bogate, można rzec nawet awanturnicze życie. Niezwykle piękna Teofila rozkochała w sobie swego kuzyna bajecznie bogatego księcia Dominika Radziwiłła i po przeprowadzonych rozwodach (oboje nie byli wolni) została panią na Nieświeżu.

Nieśwież, pocztówka, zbiory Biblioteki Narodowej

Wielka pasjonatka konnej jazdy korzystała z upodobaniem ze słynnych nieświeskich stajni, o których krążyły legendy. Miały być one wyłożone marmurami i gobelinami, a ściany ozdabiały kryształowe zwierciadła. 
Piękna Teofila nie stroniła też od polowań, strzelała celnie z pistoletu, a w szaleńczej konnej jeździe nie miała ponoć równych.
Jej życie zmieniła historia. Mąż podążył szukać sławy u boku Napoleona, ona tymczasem opuściła Litwę i zamieszkała w Warszawie, w ówczesnym pałacu Radziwiłłów przy Krakowskim Przedmieściu (dziś Pałac Prezydencki).
Los rzucił ją potem do Petersburga i Moskwy.
Umarła młodo w Wilnie, mając zaledwie 37 lat, żałując swych nie zawsze przemyślanych do końca życiowych wyborów.
Tam ją pochowano na cmentarzu Bernardyńskim, w podziemiach klasycystycznej kaplicy. W czasach sowieckich kaplica została zdewastowana. Grób pięknej księżnej Dominikowej (tak ją zwano i taki nosi tytuł książka o niej) nie zachował się do naszych czasów. 


Czarnobyl nad Prypecią kojarzy się z pamiętnym rokiem 1986, gdy w tamtejszej elektrowni jądrowej nastąpił wielki wybuch. Historia tego miejsca sięga jednak czasów, gdy miastem władali Kmitowie, Sapiehowie czy Chodkiewiczowie. 
Tu urodziła się w 1768 roku kolejna bohaterka jednej z moich książek - Rozalia z Chodkiewiczów, później księżna Lubomirska.
Swego czasu jej losy były wielokrotnie opisywane i omawiane. Jedna z najpiękniejszych dam dworu Stanisława Augusta zasłynęła nie tyle swym życiem, a raczej... śmiercią. Była jedyną polską arystokratką, która została ścięta na szafocie podczas rewolucji francuskiej. Co ją tam zaprowadziło i jak tragiczny był jej koniec można przeczytać w mojej książce "Rokoko, dama i gilotyna".

Rozalia Lubomirska, fotografia obrazu olejnego ze zbiorów wilanowskich.
Błędnie opisana jako  "Aleksandra z Chodkiewiczów Lubomirska".
Zbiory Biblioteki Narodowej.


Po śmierci Rozalia stała się białą damą pałacu w Młynowie.  Jej zjawa - jeśli wierzyć legendom - przechadzała się po amfiladzie pałacowych pokoi. Młynów, jedna z najpiękniejszych rezydencji na Wołyniu, dziś już nie istnieje.




W karnawale 1759 roku książę Antoni Jabłonowski zaprosił do swej rezydencji w Annopolu cały Wołyń.  Miał się czym pochwalić. Pałac był elegancki, a nawet wykwintny, a szczęście rodzinne kwitło. Żona Anna rok wcześniej wydała na świat córkę - Dorotę, później księżnę Czartoryską.
Jedna z najciekawszych dam epoki stanisławowskiej stała się bohaterką mojej książki "Tajemnice księżnej Doroty Czartoryskiej". Gorąca patriotka wyemigrowała do Drezna, gdzie prowadziła salon skupiający tych, którym na sercu leżało dobro podzielonego między zaborców kraju.

Wybór rodziny złączył ją z księciem Józefem Czartoryskim, z koreckiej linii rodu. Urodziła pięć córek, zamieszkała na Wołyniu w Korcu, ale... szczęśliwa nie była. Miłość przyszła później,  do inflanckiego posła Józefa Weysenhoffa, z którym miała córkę Teklę.
Korzec zasłynął dzięki wielkim talentom gospodarskim męża Doroty, który wykorzystał tamtejsze pokłady glinki i założył pierwszą polską wytwórnię porcelany.
Wytwarzano eleganckie serwisy obiadowe, kawowe czy śniadaniowe, dekorując naczynia motywami kwiatowymi, ptakami, owocami leśnymi.

Ruiny zamku w Korcu, pocztówka
zbiory Biblioteki Narodowej
Korzec przeszedł drogą rodzinnych działów na spadkobierców Doroty i Józefa Czartoryskich, ale żaden z nich nie miał już serca i głowy do prowadzenia wymagającego interesu. Pożar zamku w 1832 roku strawił budynek, który od tego czasu pozostał malownicza ruiną.




Córka romantycznego poety Zygmunta - Maria z Krasińskich Raczyńska to postać najmniej związana z Kresami. Złoty Potok pod Częstochową, wielkopolski Rogalin i Warszawa były głównymi miejscami jej życiowej aktywności.
Bywała jednak w legendarnej Białej Cerkwi - kolebce rodu Branickich, z którego wywodziła się jej matka Eliza.
Podróż do ziemi przodków odbyła w 1871 roku, o czym świadczy jej korespondencja.
Na miejscu czekały na nią bale, fety i  polowania urządzane z rozmachem przez Branickich.


Księżniczka Helena Sanguszkówna wywodziła się z rodu, którego posiadłościami były Sławuta, Antoniny (potem przeszły na Potockich) czy Podhorce. 
Piękna Helena, której urodę podziwiano w salonach całej Europy, mieszkała w podtarnowskich Gumniskach czy pałacu krakowskim, ale często odwiedzała ukochanego stryja Romana Sanguszkę w Sławucie.

Kościół w Sławucie
Zbiory Biblioteki Narodowej
Pałac w Sławucie
Zbiory Biblioteki Narodowej


Helena Sanguszkówna, która znana była swego czasu nie tylko ze zjawiskowej urody, ale także zalet charakteru i szerokiej działalności dobroczynnej, stała się bohaterką mojej książki "Dama w jedwabnej sukni".

Sławuta słynęła z doskonałej stadniny, o którą dbały całe pokolenia Sanguszków. Tam czekał na Helenę jej ulubiony wierzchowiec - gniady Aghil Aga. Był to koń arabski niezwykłej piękności. Sprowadzony został potem do Gumnisk, by udoskonalić pogłowie koni w podtarnowskiej stadninie.










Książka "Siostry Lachman - piękne nieznajome" to wyjątkowo opowieść o trzech bohaterkach, których losy, mocno ze sobą splecione, można śledzić także na Kresach.
Laura, Liza i Konstancja z Lachmanów to córki carskiego pułkownika czy też generała (przekazy rodzinne różnie mówią o randze Jerzego Lachmana). 
Dwie z nich - Laura i Liza - dzięki małżeństwom zostały paniami wspaniałych kresowych rezydencji położonych na urodzajnym Podolu. Laura Świeykowska zamieszkała w Szpikowie, natomiast Liza w Czarnym Ostrowie.


Laura po śmierci pierwszego męża wyszła za markiza de Noailles i rozwijała swe talenty dyplomatyczne w Rzymie i Konstantynopolu przy boku męża-ambasadora. Liza ukochała Czarny Ostrów. Tu sprowadziła ciało zmarłej we Włoszech w młodym wieku córki Laury. Zamówiła wspaniały marmurowy pomnik, który stanął w kościele w Czarnym Ostrowie. 
Nagrobek w czasach sowieckich przeniesiono do Kamieńca Podolskiego, gdzie do dziś można go podziwiać w tamtejszej katedrze.

Nagrobek Laury Przezdzieckiej w katedrze w Kamieńcu Podolskim.
Po bokach popiersia jej rodziców - Lizy i Karola Przezdzieckich.



W tym roku ukazała się moja książka "Listy z Kresów". To opowieść o losach Józefy z Moszyńskich Szembekowej, posiadaczki milionowej fortuny, właścicielki rozległych dóbr ziemskich na Wołyniu i Podolu. Jej życie mogłam poznać i opisać dzięki zachowanych w ogromnej ilości listach, których adresatem był przede wszystkim ukochany ojciec - Piotr Moszyński.


Listy do ojca, do Krakowa, przychodziły z Berszady, Dolska, Lewady czy Ujścia na Pobereżu. Kresowe majątki Moszyńskich przepadły, po większości z nich nie ma dziś nawet śladu. Józefa zmarła w Krakowie, pochowano ją na cmentarzu Rakowickim i tylko tablica nagrobna przypomina o tym, że córka syberyjskiego zesłańca Piotra Moszyńskiego urodziła się niegdyś w dalekiej Berszadzie na Pobereżu...





Informacje o bohaterkach przedstawiłam jedynie skrótowo, skupiając się na ich związkach z Kresami.
Wszystkich zainteresowanych odsyłam oczywiście do wymienionych książek, z których każda posiada bogatą bibliografię, mogącą być kolejną wskazówką do poszerzenia tematu.