Ponowna wizyta w pięknym, lipcowym Krakowie podyktowana została przede wszystkim tym, że zbieram materiały do kolejnej książki. Ponieważ dobre biografie, a przynajmniej te, które chcą za takie uchodzić, powinny opierać się na źródłach archiwalnych, to gdzież ich szukać jak nie tu? W Krakowie. W przebogatych zbiorach tutejszych bibliotek i Archiwum Narodowego.
Najpierw wizyta w Archiwum na Wawelu, ostatecznie sprawę załatwiłam w czytelni na Siennej. Stare dokumenty odkryły nieco tajemnic świata i ludzi, o których będę pisać.
Po załatwieniu spraw dokumentacyjnych czas na ... spacer.
Odwiedziłam pobliską ulicę Westerplatte, by odszukać Collegium Musicologicum, czyli Instytut Muzykologii UJ. Nie tyle muzyka, co rodzina Pusłowskich, do której należał kiedyś ten pałacyk, była celem mojej wizyty. Pokręciłam się, zrobiłam parę zdjęć i ruszyłam dalej...
W międzyczasie niebo przetarło się, zza chmur wyszło słońce i Kraków jeszcze bardziej wypiękniał.
Znana jest anegdota o tym, jak to Bolesław Prus, kronikarz Warszawy, przyjechał w końcu do Krakowa. "Stanąłem w hotelu nieopodal Rynku i byłbym spał spokojnie, ale jakiś wariat co godzinę grał z wieży na trąbce" - miał napisać. Hejnał wysłuchałam wpatrując się w złotą trąbkę widoczną w jednym z okien wieży. Ilekroć go słucham to przychodzi mi do głowy właśnie ta anegdota...
Podążyłam znanymi ścieżkami, zaglądając do miejsc, które lubię, bez pośpiechu, na luzie, sama, dla siebie. Na Rynku Targ Staroci i mnóstwo wszystkiego - pocztówki, medale, porcelana, torebeczki, haftowane chusteczki, obrazy, solniczki, pieprzniczki i co kto chce... W klimacie retro oczywiście.
Dywany kwiatowe przy Słowackim cudne, lody jak zawsze na Szpitalnej w niewielkiej cukierni, popołudniowa herbata na tarasie Sukiennic. I świadomość dobrze spędzonego dnia. Tym milej wracało się do domu.