środa, 27 lipca 2016

W cieniu koronkowej parasolki

Książkę posiadam od czasu tegorocznych Warszawskich Targów Książki, o których pisałam tutaj.
Pozycja widziana wcześniej w zapowiedziach Wydawnictwa Arkady wzbudziła moje zainteresowanie, 
a korzystając z okazji wizyty na targach trafiła i do mnie.
























Joanna Dobkowska i Joanna Wasilewska - autorki "W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku" napisały książkę ciekawą, bardzo inspirującą, która w przystępny sposób prezentuje przemiany w modzie i obyczajowości w dziewiętnastym stuleciu. Dlaczego wybrano wiek XIX? Był to bowiem wiek,  w którym świat przyspieszył, a dzieje mody, szczególnie kobiecej, były bardzo efektowne.

Mnóstwo tu ciekawostek wydobytych z pamiętników, listów, dawnej prasy. Autorki wykorzystują niezastąpione dla poznania obyczajowości (a nawet mody!) listy Elizy Krasińskiej, a także Anetki Potockiej czy Anny z Działyńskich Potockiej.

Jeśli chcecie przenieść się w świat tytułowych koronkowych parasolek, ale także krynolin, pań w strojnych kapeluszach, roznegliżowanych nimf czasu dyrektoriatu, romantycznych dżentelmenów w wytwornych frakach to książka ta jest jak najbardziej dla was.  Autorki na szerokim tle politycznym i społecznym prezentują historię mody niezwykłego stulecia. By ją zrozumieć sięgają jeszcze do końca XVIII wieku, czasów Marii Antoniny, a później rewolucji francuskiej. Książkę kończy rok 1914, gdyż to on zakończył prawdziwie dziewiętnaste stulecie. Odszedł piękny wiek, a na scenę mody wkroczyła Coco Chanel... Ale to już inna, prawie współczesna historia.

"W cieniu koronkowej parasolki" to pięknie wydana i frapująco, lekkim piórem i z dużym znawstwem tematu napisana książka-album. To fascynująca podróż w świat wykwintnej elegancji i piękna.
Wydawnictwo Arkady - jak zawsze - zapewniło najwyższą jakość. Począwszy od twardej okładki, dobrego papieru, po bardzo atrakcyjny dobór materiału ilustracyjnego.  
Mnie szczególnie "uwiodły" zdjęcia secesyjnych, fantazyjnych broszek, a także przepiękny, subtelny tiulowy kapelusz z początku XX stulecia czy paryski wachlarz z szylkretu i koronki Chantilly. Książkę wypełniają zdjęcia znanych portretów cesarzowej Sissi czy cesarzowej Eugenii pędzla Winterhaltera, ale są także mało znane "perełki", jak na przykład zdjęcie neogotyckiej szafki angielskiej, w którą oprawiono portret słynącej z subtelności i urody Natalii Potockiej ze zbiorów pałacu w Wilanowie. 
Są także urocze miniatury, fotografie w sepii, zdjęcia ubiorów, trzewików i oczywiście tytułowa koronkowa parasolka z 1880 roku.
























Na koniec jeszcze moje osobiste wspomnienie. Mój egzemplarz "W cieniu koronkowej parasolki" posiada dedykację od autorek z datą 21 maja 2016 roku. Była to sobota Warszawskich Targów Książki. Akurat tak się złożyło, że  autorki książki miały swoje spotkanie z czytelnikami w tych samych godzinach, kiedy przypadło i moje. 
W związku z tym po książkę i autograf wysłałam mojego męża, który jak widać wywiązał się z zadania. Dzięki temu dziś czytając i oglądając ten piękny album przypominam sobie majową sobotę w Warszawie.



wtorek, 19 lipca 2016

Lipcowe kadry z Ponidzia

Malownicze tereny Ponidzia rejestruję nie po raz pierwszy. Przydrożne kapliczki, bezkresne pola, zabytkowe kościoły, pałace, parki, wąwozy, rezerwaty przyrody i wreszcie uzdrowiska, z najsłynniejszym Buskiem-Zdrojem na czele.
Swego czasu wybrałam się (przygotowując książkę o Józefie z Moszyńskich Szembekowej) do Nowego Korczyna i Czarkowych, z krótką relacją tutaj. W ubiegłym roku zwiedziłam urokliwy pałac i park w Chrobrzu, gdzie powstawały filmowe sceny do "Przedwiośnia", o czym pisałam tutaj.
W tym roku po raz kolejny spędziłam 2 tygodnie w bardzo lubianym przeze mnie uzdrowisku Busko-Zdrój. Po całym roku pracy zawodowej + pracy literackiej odnowa biologiczna absolutnie konieczna! :)
Nie słowa jednak są bohaterami dzisiejszego wpisu, ale zdjęcia. Co zatrzymałam w kadrze? Zobaczcie.

Lipcowe kadry z Ponidzia

Busko-Zdrój

Jedna z piękniejszych willi w Busku "Bristol" z charakterystyczną kopułą zakończoną iglicą.

Drewniana  willa w stylu szwajcarskim dziś mieści Izbę Zbiorów Regionalnych- Muzeum Buskie
i Galerię Sztuki.

W zdrojowym parku okazy wspaniałych drzew, niektóre są już pomnikami przyrody.
Woda niczym lustro 

Muzyczne lato w Busku.
W tym roku 180 lat uzdrowiska i XXII Międzynarodowy Festiwal "Lato z Chopinem".
Marconi - niegdyś sala balowa, dziś koncertowa.
Imponując aleja kasztanowa w zdrojowym parku.
Czasem drogę przetną wesoło biegające wiewiórki.


Wejście do zabytkowego parku


wtorek, 12 lipca 2016

Staropolska miłość

Książka, o której dziś chcę napisać wydana była  35 lat temu i pewnie od tego czasu jest w domu. Bo jest od zawsze.
"Staropolska miłość. Z dawnych listów i pamiętników" pióra Alojzego Sajkowskiego to piękna opowieść w przednim stylu, pełna smaczków, analizy, trafnych spostrzeżeń. Jak to się czyta!
Taką literacką ucztę przygotowałam sobie na pierwszy tydzień urlopu. Czytam wówczas wolno, niespiesznie, czyli zupełnie inaczej niż w pozostałe miesiące w roku, gdy czas nakazuje się spieszyć.


Wybór lektury jest nieprzypadkowy. Tak się składa, że przygotowując się obecnie do pisania nowej książki badam niezwykłą korespondencję miłosną z początku XIX stulecia. Do tej pory niepublikowaną! Stare listy kryją niezwykłe tajemnice, otwierają przed nami  dawny świat. Kto pochylił się kiedyś nad listem dawnym, pisanym zrudziałym ze starości atramentem, ten wie o czym mówię. Kto jeszcze tego nie doznał, niech uwierzy, że taki list podobny jest do drzwi, po uchyleniu których wchodzimy w dawne stulecia, przeżywamy wraz z ich nadawcami wszystkie emocje.
Miałam więc przed wyjazdem wielką ochotę zabrać ze sobą książkę, już znaną i czytaną, ale teraz, w nowych literackich okolicznościach, chciałam sprawdzić jak autor "Staropolskiej miłości" podszedł do tematu, na co zwrócił uwagę odczytując listy sprzed wieków. Listy miłosne!

Na książkę składa się XIII rozdziałów, w których Sajkowski przywołuje postacie sprzed lat. Informacje o nich zbiera w pokaźnych zasobach archiwalnych, przede wszystkim przepastnego Archiwum Radziwiłłowskiego złożonego w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. Niegdyś listy te spoczywały na zamku w Nieświeżu, dziś  w liczbie około pół miliona spoczywają w magazynach AGAD-u.
O kim pisze Sajkowski? O księciu Bogusławie Radziwille (tym z Sienkiewiczowskiego "Potopu"), o Magdalenie z Czapskich Radziwiłłowej i jej mężu Hieronimie. Jest rozdział poświęcony - znanej mi z "Księżnej Dominikowej" - Teofili z Radziwiłłów Morawskiej, ale są także zakochani Sobiescy czy Urszula i Michał "Rybeńko" Radziwiłłowie. 

Sporo miejsca zajmują cytaty, autor czerpie z archiwów hojną ręką. Jednocześnie list służy mu jako dokument do własnych wniosków, przemyśleń, odwołań do innych autorów. Bogactwo stylu i  erudycja autora czynią ze "Staropolskiej miłości" lekturę fascynującą. 
Bohaterowie sprzed lat stają przed nami jak żywi ludzie pełni emocji, sprzeczności, wątpiący, zakochani. 
Piszą o miłości w zgodzie z duchem i stylem epoki. Oto próbka staropolskiego listu. Magdalena z Czapskich wjeżdża jesienią 1748 roku w odwiedziny do matki. Stęskniony mąż, Hieronim Radziwiłł pisze: 
"Magdusiu, z serca najukochańsza żonczyno! Zapomniałaś  widzę, że masz męża, kiedy na kilka dni uprosiwszy się do JMci Dobrodziki matki naszej, dotąd tam bawisz. Proszę tedy WMć Panią, by (...) miała to w pamięci, że życzę sobie z tobą się, Magdeczko widzieć (...)  bo się inaczej ciężko na Ciebie gniewać będę..." (s. 273)



Zaletą książki jest także umieszczenie na końcu noty bibliograficznej, a także dokładnego opisu zamieszczonych ilustracji i pomocnego indeksu nazwisk. Książka posiada wyklejkę, na którą składają się fotografie listów. Pozostałe ilustracje w tekście są czarno-białe.

Na koniec jeszcze jedno - jakże ważne spostrzeżenie - Sajkowski ma odczucie, które i mnie niejednokrotnie towarzyszyło, gdy przeglądałam dawną korespondencję. Odczucie wtargnięcia "w świat wyznań osobistych, czasem nader intymnych, w żadnym wypadku do publikacji nie przeznaczonych." (s. 9)
Jakże rozumiem autora piszącego te słowa! Jednak to coś "na kształt winy, do której piszący się lojalnie poczuwa, skłania go do wystąpienia z ekskuzą wobec cieni Halszek, Anulek, Marysieniek, Franulek, Teresieniek, aby moją niedyskrecję wybaczyć raczyły, gdyż nie złym sercem, ale szczerą weneracją się dyrygował i prawdy jak klar czystej poznaniem. Ta zaś poczciwej ich sławie nie uwłacza" - kończy wstęp Alojzy Sajkowski.