wtorek, 30 kwietnia 2013

Panny Szymanowskie

Wiosennymi wieczorami sięgnęłam po raz kolejny po znakomitą książkę  Zbigniewa Sudolskiego "Panny Szymanowskie i ich losy". Książka wydana była dość dawno temu, bo w roku 1982, ma twardą okładkę  sporo, niestety słabej jakości, ilustracji. 
Zbigniew Sudolski, obecnie emerytowany profesor UW, specjalizuje się całe życie w znakomitych biografiach (Krasiński, Słowacki  Mickiewicz) wydał i opracował tysiące listów Zygmunta Krasińskiego do kochanki, przyjaciół  i rodziny.  Opracował i wydał w 4 tomach niezmiernie ciekawe listy jego żony Elizy z Branickich. Tytaniczna praca!  
Opowieść biograficzna "Panny Szymanowskie i ich losy" to pasjonująca lektura. Mamy wiek XIX. Warszawa, Petersburg, Paryż,  Florencja...


Autor prowadzi nas przez XIX-wieczną Europę wraz ze swymi bohaterkami. Mowa tu o dwóch córkach pianistki Marii Szymanowskiej - Celinie i Helenie oraz o Zofii Szymanowskiej, ich przyrodniej siostrze.

Trzy kobiety, trzy zupełnie inne życiorysy.  Helena po wyjściu za mąż za Franciszka Malewskiego pozostaje w Petersburgu, jej siostra piękna Celina jedzie do Paryża, by ofiarować swą rękę nieco zaskoczonemu tym faktem Mickiewiczowi. Zofia zostaje żoną Teofila Lenartowicza i mieszka wraz z nim we Florencji.
Niedole emigracji, codzienne zwykłe i niezwykłe życie tych trzech kobiet śledzić można z prawdziwym zaciekawieniem. Jest tu miejsce na koncerty, spacery, podróże, rodzinne szczęścia i tragedie, smutki i radości, choroby, sukcesy, przyjaźnie... Co chwilę pojawiają się wielkie, znane nazwiska.
Zbigniew Sudolski opowiada o losach swych bohaterek interesująco, powołuje się na autentyczną korespondencję, wysnuwa przy tym swoje własne wnioski. Bierze w obronę szczególnie Celinę Mickiewiczową, o której często pisano bardzo krytycznie, fałszując jej wizerunek. Obrazy bohaterek malowane są  przez Sudolskiego jakby od nowa. Nie pochlebia, nie zaciera i nie przemilcza faktów, chce być obiektywny. Widać przede wszystkim, że stara się zrozumieć panny Szymanowskie.
Książka poprzedzona jest autorskim wstępem. Lubię tę część książek,  bo to miejsce, gdzie autor może zdradzić nieco "od kuchni" ze swej pracy,  pomysłów, inspiracji, trudności i tego wszystkiego, co składa się na powstanie książki.
Oczami wyobraźni widzę tę książkę wydaną dziś - na dobrej jakości papierze,  z wkładką poświęconą na ilustracje. Zachowało się przecież mnóstwo portretów, fotografii dotyczących panien Szymanowskich.
Jaka szkoda, że tak  rzadko wznawia się u nas książki bardzo wartościowe, ale starsze, mające kilkadziesiąt lat. Można je dziś spotkać jedynie w domowych biblioteczkach lub na półkach bibliotek. Zapomniałabym, są jeszcze na Allegro. Opisywana przeze mnie książka pojawiła się tam niedawno za jedyne ... 3 zł.
Kto nie czytał,  szczerze polecam. Na końcu książki znajdziemy też tablice genealogiczne, wykaz ważniejszych prac i rękopisów, spis ilustracji.
Zamykając książkę było mi szkoda, że historia  tych znanych rodzin polskich żyjących na emigracji już się skończyła. 
Panny Szymanowskie miały ciekawe życie, choć każda z nich podążyła inną drogą i miała swoją odrębną historię...

piątek, 26 kwietnia 2013

W poszukiwaniu wiosennych kolorów

Ogród...
Bardzo lubię to słowo. Parki, ogrody, rosaria, palmiarnie to miejsca, które uwielbiam, odwiedzam, fotografuję. Zachwyt przyrodą, odpoczynek wśród zieleni, kwiatów, wiekowych drzew, radość z własnoręcznie zasadzonych i pielęgnowanych roślin to kolejny element mojego świata. Wiosna zmusza nie tylko do ogrodowych prac, ale skłania do podziwiania budzącej się przyrody. 
Mój ogródek wysiłkiem rodzinnym doprowadzony został do stanu "używalności" po zimowym śnie...
Pierwsze kolorowe oznaki ogrodowego życia już są i cieszą oczy.








poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich

To piękne święto "Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich"
obchodzimy już jutro - 23 kwietnia.
Patronatem obejmuje ten dzień,  po raz pierwszy obchodzony w 1995 roku, UNESCO.
Data nie została wybrana przypadkowo, gdyż właśnie 23 kwietnia literatura pożegnała wielu wybitnych, znanych pisarzy, m.in. Szekspira ( data według kalendarza juliańskiego) 
czy Cervantesa.

To święto wszystkich Czytelników, Wydawców, Autorów, Księgarzy i Miłośników książek...



Dla mnie kwietniowe Święto prawie zbiegło się  z wydaniem przez Wydawnictwo LTW mojej kolejnej opowieści biograficznej, o której już na blogu pisałam.
Świętuję więc podwójnie...
Wszystkim kochającym książki, wśród książek mieszkających, nie wyobrażających sobie bez nich życia, piszącym do szuflady, a także tym, którzy mają to szczęście, że mogą  swoje "pisanie" wydać - życzę nieustających  literackich oczarowań!



piątek, 19 kwietnia 2013

Winterhalter - portrecista i czarodziej

Jeśli żyłybyśmy w połowie XIX stulecia, pochodziły z rodu królewskiego lub należały  do elity ówczesnego społeczeństwa europejskiego, to najprawdopodobniej skierowałybyśmy swe kroki do pewnej  paryskiej pracowni.
Mam na myśli pracownię malarską jednego z najsłynniejszych portrecistów tamtego stulecia - Franza Xaviera Winterhaltera. Niemiecki malarz urodzony w Schwarzwaldzie, pochodzący    z rolniczej rodziny stał się ulubieńcem najznakomitszych kobiet tamtej epoki. Nikt tak jak on nie potrafił oddać uroku, czaru, piękna swych modelek. Ubierał je w strojne suknie, koronki, powiewne tiule i muśliny, sznury pereł, kolie z diamentów, szmaragdów...
  

Do rąk wkładał im bukietów róż, czasem książki. Tworzył wizerunki, którym trudno było się oprzeć, a które dziś zdobią ściany wielu światowych muzeów (polskich także).
Jedną z koronowanych modelek portrecisty była cesarzowa Eugenia, którą portretował wielokrotnie. Jednym z jego najsłynniejszych portretów jest wizerunek cesarzowej z damami dworu. 
Ten portret zdobi piękny album o malarstwie Winterhaltera wydany w Paryżu w 1988 roku.

Portrecista malował też królową Wiktorię, cesarzową Sissi, ale także wiele arystokratek francuskich, angielskich, rosyjskich i oczywiście polskich.
Maria Potocka, Helena Sanguszkówna, Katarzyna Potocka, Liza Przezdziecka, a przede wszystkim Eliza z Branickich Krasińska pozowały słynnemu malarzowi.

Eliza Krasińska ceniła go szczególnie,  a jej  portret wraz z trójką dzieci - Władysławem,  Zygmuntem i Marią należy do piękniejszych prac artysty. Tak się szczęśliwie złożyło, że portret ten w złoconej ramie zdobi IV stronę okładki mojej książki  "Pani na Złotym Potoku".
W internecie możemy znaleźć dziesiątki portretów Winterhaltera, których tu nie publikuję, ponieważ staram się zamieszczać jedynie własne zdjęcia. 

Z portretami tego artysty spotykamy się do dziś nie tylko zwiedzając muzea czy przeglądając albumy o sztuce. 
Jedna z cukierniczych firm wykorzystała na pudełeczku czekoladek znany portret cesarzowej Sissi. Smakołyki z cesarzową są bardzo popularne w Austrii.  Cóż na to powiedziałby sam mistrz Winterhalter? Tego już się nie dowiemy...





wtorek, 16 kwietnia 2013

Pani na Złotym Potoku

Właśnie ukazała się w księgarniach -  "Pani na Złotym Potoku. Opowieść o Marii z Krasińskich Raczyńskiej". To moja najnowsza, piąta już (a może dopiero?) książka, wydana  w kwietniu 2013 roku przez Wydawnictwo LTW.  Wydawca pisze o książce:

Pani na Złotym Potoku to biograficzna opowieść o Marii Beatrix z Krasińskich Raczyńskiej (1850–1884). W książce tej możemy przyjrzeć się życiu córki romantycznego poety Zygmunta Krasińskiego. Kobiety, obdarzonej dużą inteligencją, artystycznymi talentami, ale także niełatwym charakterem. Wraz z bohaterką przemierzamy Europę podczas jej licznych podróży, poznajemy kulisy planowanego w tajemnicy królewskiego mariażu, bywamy na balach, odwiedzamy siedziby polskiej arystokracji. Autorka sięgnęła nie tylko do listów i pamiętników z epoki, XIX-wiecznej prasy, ale przede wszystkim do materiałów archiwalnych. Stare, pokryte patyną czasu dokumenty odkryły dawny świat: pełen szczęścia, zabaw, ale także rozterek i tragedii. 
Świat, który przeminął…
























Kim była Maria z Krasińskich Raczyńska? Pochodziła ze znakomitego rodu, jej ojcem był poeta Zygmunt Krasiński,  matką słynąca z urody, ale i inteligencji  Eliza z Branickich, autorka fascynującego zbioru listów wydanych kilkanaście lat temu w opracowaniu prof. Zbigniewa Sudolskiego. 
Maria miała wiele talentów. Pięknie śpiewała (pobierała lekcje u zawodowców), ale to raczej uzdolnienia literackie mogły przyczynić się kiedyś do jej sławy. Tak się nie stało, zmarła mając 34 lata, nie ukończywszy biografii, nad którą pracowała. Przeżyła wiele tragedii, śmierć rodziców, 3 rodzeństwa (w tym ukochanego brata Władysława), a także narzeczonego króla Szwecji i Norwegii.
O mały włos mielibyśmy na tronie tych państw królową z Polski...
Dzieje wyboru męża miały troszkę posmak skandalu w ówczesnych kołach arystokratycznych. Czy Maria "odbiła" narzeczonego ukochanej kuzynce i szwagierce?
Wiele podróżowała, bywała w świecie. Bale, premiery, kuracje w uzdrowiskach były wyznacznikiem spędzania czasu przez ludzi z jej środowiska.  Wreszcie poza podróżami do Francji czy Włoch jest tu też miejsce na pobyt w polskich zachowanych do dziś, choć w diametralnie rożnym stanie fizycznym i prawnym, rezydencjach w Rogalinie i tytułowym Złotym Potoku.
W swych sądach o świecie konkretna i  nieszablonowa, nawet odważna. Wymykająca się jednoznacznej ocenie indywidualistka. Kobieta jak mawiano "egzotyczna".

Jak każda z tego rodzaju książek powstawała długo. To, że ukazała się rok po poprzedniej biografii  Dama w jedwabnej sukni nie znaczy, że pracowałam nad nią tylko rok. Nie. To raczej kłopoty ze znalezieniem wydawcy poprzedniej książki spowodowały, że zanim wydałam Damę pracowałam już nad kolejną biografią...
Książka liczy 184 strony. Ale by powstały, musiałam poświecić temu tematowi kilka lat pracy, przejrzeć setki materiałów i książek, z których nieraz wybrało się tylko jedno zdanie. To były też kontakty z muzeami, archiwami, bibliotekami. 
Stare pamiętniki, fotografie, mikrofilmy, podróże do miejsc, rozmowy z ludźmi, ale przede wszystkim długie chwile samotnej pracy. Inspirującej, niezwykłej, taką którą kocham.
Archiwum Raczyńskich zostało zniszczone w czasie II wojny światowej, stąd materiał do życia córki poety był dość skromny. Odnalazłam jednak odpisy jej listów we wrocławskim Ossolineum, dotarłam (co nie było łatwe) do archiwalnych numerów "Świtu" z 1884 roku. Ta pozytywistyczna gazeta wydawana przez Marię Konopnicką  swego czasu zamieściła listy Marii do przyjaciółki. Na kilka jej pism trafiłam jeszcze w innych bibliotekach i archiwach. Z tych "skrawków" zbudowałam całość.

Jest to moje spojrzenie na postać w gruncie rzeczy bardzo mało znanej kobiety. Po zgromadzeniu całości materiału do tej książki, właśnie taki obraz bohaterki powstał. I taką opowieść o niej czytelnikom proponuję... Wiem, że nie wszyscy zgodzą się z  ujęciem pewnych zagadnień, opinii, spostrzeżeń. 

Na okładce wykorzystano fotografię Marii Raczyńskiej ze zbiorów Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, a na IV stronie okładki widać przepiękny portret Winterhaltera, na którym  słynny portrecista przedstawił Elizę z Branickich Krasińską ze swymi dziećmi: Władysławem  Zygmuntem i malutką, dwuletnią Marią - bohaterką tej książki.
W książce znajduje się   kilkadziesiąt  ilustracji. Część to moje autorskie zdjęcia, część to fotografie pozyskane z  Muzeum Regionalnego im. Zygmunta Krasińskiego w Złotym Potoku czy Muzeum Romantyzmu w Opinogórze. Inne fotografie pochodzą z Muzeum Zamoyskich w Kozłowce, Archiwum Narodowego w Krakowie, Archiwum Państwowego w Częstochowie, a także archiwum Wydawnictwa LTW.
                               

Kto jest zainteresowany tego typu literaturą zapraszam do czytania. Zarówno życzliwych jak 
i krytycznych czytelników wysłucham z jednakową uwagą.
                                                                            *******
O książce napisano:
Recenzja na blogu - Słowem malowane
Recenzja  Piotra Zychowicza  w tygodniku " Do Rzeczy", nr 19 (3-9 czerwca 2013).
Recenzja na blogu Notatnik Kaye
Recenzja na blogu Szczur w antykwariacie
Archiwum Mery Orzeszko
W Krainie Czytania i Historii

sobota, 13 kwietnia 2013

Lektury na początek wiosny

Wiosna idzie wielkimi krokami. Już cieplej, już miło wsłuchiwać się w ptasi śpiew, wypatrywać nieśmiało wychodzących z ziemi roślinek.  I słonko grzeje tak miło...
Ostatnie moje lektury są naprawdę różnorodne i w zasadzie poniekąd podyktowane zarówno zaległościami, które zgromadziły się na półkach, ostatnimi zamówieniami i planami.

1. Tiziano Terzani "Koniec jest moim początkiem" - książka - spowiedź wielkiego dziennikarza
 i podróżnika. Do przeczytania jej od dawna namawiała mnie moja Mama, ale zawsze było pod ręką coś innego. W ostatnich dniach przyszła i na nią kolej. Nie żałuję. 

Terzani dorastał w czasach powojennych w biednej dzielnicy Florencji. Były kłopoty finansowe, rodziny żyły skromnie, ale ważne było w tamtych czasach, by być po prostu porządnym człowiekiem. 
Oddawało się zguby, mówiło się prawdę, żyło się prosto, bez telewizora, telefonu, komputera,  ale z poczuciem dumy i honoru. 
Firmy dbały o pracowników, nie było wyścigu szczurów, ani wysysania pracownika jak cytryny, a potem wyrzucania w ramach restrukturyzacji.
Takie czasy chyba już nie wrócą...
Terzani przeżył ciekawie i do końca swoje życie.  Przeżył wszystko, dlatego śmierć go nie przerażała.  Wiedząc, że zostało mu niewiele czasu poprosił syna o ostatnią rozmowę i tak powstała ta książka. Polecam.


2. Anna Bujnowska "Życie codzienne pogrobowców romantyzmu (Teofil Lenartowicz i jego korespondenci)." 
Książka wydana w 2006 roku, ale dla mnie całkowita nowość, którą odebrałam niedawno w księgarni. Wstępem poprzedziła całość Maria Janion. Pewnie gdyby nie zbieranie materiałów do mojej kolejnej książki po tę pozycję być może nie sięgnęłabym nigdy. 



Lenartowicz uwielbiał korespondować z kobietami, przeglądał się w tej korespondencji jak w lustrze, tworzył swój portret w listach do przyjaciółek. 
Wymieniał listy z Heleną Mickiewiczówną (wnuczką poety), Marią Konopnicką, Teklą Zmorską.
Książka opatrzona jest obszerną bibliografią, przypisami, a więc tym wszystkim co lubię. Napisana  w interesujący sposób, bez utrudniającej czytanie przesadnej terminologii naukowej. Książka dla czytelnika, niekoniecznie z wielką ilością tytułów naukowych. Szkoda tylko, że bez ilustracji, ale za to szyta, w twardej oprawie. 



3. Wreszcie... niedawno kupiony przewodnik "Pomorskie", dzięki któremu mogę przygotowywać się do kreślenia wakacyjnych planów. Tak już mam, że od pewnego czasu biura podroży mijam szerokim łukiem.


Trasę obmyślam sama, wyszykuję ciekawe miejsca, noclegi w małych pensjonatach, a potem zastanawiam się, co zobaczyć, co zwiedzić, gdzie dotrzeć. Leżenie na plaży mnie nie interesuje. Strasznie się tam nudzę...
Ale za to zabytkowe miasteczka, galerie, muzea, pałace, miejsca o nieskażonej przyrodzie z dala od zgiełku są w stanie mnie zaczarować.

I teraz tak czaruję sobie z mapą i przewodnikiem.




niedziela, 7 kwietnia 2013

W Złotym Potoku

Jura - to fascynujące miejsce pełne wapiennych skał, ostańców, lasów, ruin zamków... Mam na tyle blisko, że mogę wybrać się na weekendowy wypad, co robię przynajmniej raz w roku. Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy pojechałam do Złotego Potoku (niedaleko Częstochowy). Musiało być to jakiś czas temu, bo zwiedzałam jeszcze wnętrza pałacu Raczyńskich, który od kilku lat jest zamknięty i niedostępny dla zwiedzających. 
Złoty Potok to miejsce urokliwe, pełne wspaniałych miejsc, tras spacerowych, rowerowych. Są tu kąpieliska, smażalnie pstrągów, ścieżki przez las, którymi można dojść do Źródełka Elizy i Zygmunta czy do starego młyna. Jest też pałac odbijający swe oblicze w malowniczym stawie Irydion. Obok stoi biały, polski dworek - dziś Muzeum Regionalne im. Zygmunta Krasińskiego w Złotym Potoku. Są stare drzewa w pałacowym parku, kojąca cisza, jest także kościół, gdzie pochowano m. in. najmłodszą, zmarłą właśnie tu, córkę poety - Elizkę.

Dworek 

























Pałac Raczyńskich nad stawem Irydion. Gdy nie ma wiatru i tafla wody jest spokojna pałac pięknie odbija swą sylwetkę w stawie...

Posiadłość tę przed laty kupił zauroczony okolicą napoleoński generał Wincenty Krasiński, przekazał ją swemu synowi poecie Zygmuntowi Krasińskiemu, który jak wiadomo wolał zagraniczne podróże niż okolice Częstochowy. Jednak wakacje 1857 roku rodzina Krasińskich spędziła w Złotym Potoku. Czas ten dokładnie opisuję w swojej książce "Pani na Złotym Potoku", która niedługo trafi do księgarń. Bajkowe wakacje skończyły się jednak nieszczęściem - śmiercią malutkiej córki Elizy (utworzył się wrzód w gardle, lekarze nie byli w stanie pomóc).

W wyniku działów rodzinnych posiadłość 
otrzymała starsza córka poety Maria 
Beatrix Raczyńska. Jej syn Karol był ostatnim przedwojennym właścicielem majątku. 
Rodzina Dembińskich (spadkobiercy Raczyńskich) stara się od lat o odzyskanie Złotego Potoku.


Na koniec tej krótkiej wędrówki dodam jedynie, 
że zdjęcia te wykonywałam równo rok temu, w kwietniu 2012 roku.

I takiego kwietnia, zielonego, kwitnącego i ciepłego wreszcie WSZYSTKIM życzę.
A kto nie był w Złotym Potoku polecam to miejsce na wiosenną wędrówkę...


Widok na pałac z ganku dworku

piątek, 5 kwietnia 2013

Wokół biografii Jana Potockiego

Książkę francuskich autorów F. Rosseta i D.Triaire "Jan Potocki. Biografia" (WAB, 2006) mam w domu już kilka lat. Gdy kupiłam przejrzałam, poczytałam troszkę na początku, na końcu, by kiedyś na spokojnie usiąść i przyjrzeć się życiu Jana Potockiego. Zrobiłam to dopiero teraz i to w zasadzie "przymuszona" szukając informacji do mojej kolejnej, planowanej kiedyś w przyszłości książki. Tak się składa, że tytułowy Jan Potocki jest dziadkiem mojej nowej bohaterki.
Przede wszystkim głębokie ukłony dla badaczy-pisarzy. Przejrzeli archiwa w kilkunastu krajach, odkryli wiele nieznanych dokumentów. Napisali ze znawstwem i pasją książkę,  która jest nie tylko kopalnią wiedzy o Potockim i całej epoce europejskiego oświecenia, ale jest także książką świetnie skomponowaną i napisaną z polotem.

Jan Potocki to postać na mapie polskiego oświecenia dość niezwykła. Arystokrata, erudyta, badacz, podróżnik, autor nie tylko znanego i sfilmowanego "Rękopisu znalezionego w Saragossie", ale także sztuk teatralnych. Człowiek wielu zalet i bardzo wielu wad. Światowiec i samotnik, piszący wyłącznie po francusku pasjonat niezwykłości (w tym pierwszych lotów balonem!), żyjący w swoim świecie marzyciel. Nie potrafił zadbać ani swoje finanse, ani o szczęście rodzinne. Miał dwie żony i pięcioro dzieci. Najstarszymi synami z piękną Julią z Lubomirskich w ogóle się nie interesował. Drugą jego żoną, po śmierci pierwszej, została Konstancja z Potockich. 
O patriotyzmie Potockiego lepiej pomilczeć - pisał po francusku (polski znał słabo), pożyczał pieniądze od swego przyjaciela targowiczanina Szczęsnego Potockiego, w końcu ożenił się z jego córką. 
Korzystanie po rozbiorach kraju z rosyjskiej gościnności wcale go nie krępowało.
Jego samobójcza śmierć, zaplanowana metodycznie w najdrobniejszych szczegółach, jest tą "kropką nad i" w  oryginalnym życiu fantasty. W grudniu 1815 roku strzelił sobie w głowę z pistoletu nabitego kulką, którą od kilku dni odpiłowywał z jakiejś puszki, niektórzy uważają, że ze srebrnej cukiernicy.

Bardzo podoba mi się podejście autorów do swej pracy. Napisali biografię szczegółową, kompletną (przypisy, bibliografia), a jednak mają świadomość, że kiedyś ktoś, inny badacz, trafi na dokumenty, które  odsłonią jeszcze inny wizerunek Potockiego. 
W biografiach cenię najbardziej dotarcie do źródeł  autentycznych, niepublikowanych nigdzie dokumentów - korespondencji, akt, intercyz. Nasze archiwa mimo druzgocących zniszczeń w XX wieku wciąż są pełne, wciąż są bogate! Trzeba tylko chcieć z nich korzystać.

Atutem książki jest też wkładka z kolorowymi ilustracjami. Wśród znanych wizerunków są też portrety z kolekcji prywatnych, rysunki z Archiwum Państwowego (od stycznia tego roku już Narodowego!) w Krakowie. Twardą okładkę okrywa obwoluta z fragmentem znanego portretu Jana Potockiego i cytat. To słowa Gustawa Herling-Grudzińskiego:

" Potocki ze swoją srebrną i poświęconą kulką 
samobójczą patrzy z rogu Rękopisu znalezionego 
w Saragossie na bosko-ludzką komedię".

środa, 3 kwietnia 2013

Narodziny książki

Praca wydawnicza nad książką w jej ostatecznym kształcie, nad jej powstaniem trwa jakiś czas. Korekty, uwagi, przemyślenia, dobór ilustracji... dopisane w ostatnim momencie fragmenty, jakaś taka gorączkowa bieganina wokół tekstu, który przecież doskonale się zna, który powstawał najpierw przez długie miesiące (nieraz przez lata) w głowie  zanim został przelany na papier. Nie, nie na papier, na białą kartkę przy pomocy komputera.
Jest w tym wszystkim trochę niesamowitości  obok żmudnej, czasochłonnej pracy.
Książka powstaje... Staje się. Tworzy. Czasem przypomina mi to jakiś proces prawie alchemiczny, a w gruncie rzeczy ciąg logicznych zdarzeń, przyczyn i skutków. Jednym słowem jest to coś nie do końca możliwego do zdefiniowania.
Moja najnowsza książka jest już w zapowiedziach Wydawnictwa LTW. Niedługo będzie w księgarniach. 
"Pani na Złotym Potoku" - to  biograficzna opowieść o córce poety Zygmunta Krasińskiego - Marii z Krasińskich Raczyńskiej (1850-1884).
Więcej o najnowszej mojej książce napiszę, gdy będę miała już egzemplarze autorskie.
Chwilowo prezentuję pierwszą stronę okładki i opis Wydawcy.



Opis Wydawcy:


Pani na Złotym Potoku to biograficzna opowieść o Marii Beatrix z Krasińskich Raczyńskiej (1850–1884). W książce tej możemy przyjrzeć się życiu córki romantycznego poety Zygmunta Krasińskiego. Kobiety, obdarzonej dużą inteligencją, artystycznymi talentami, ale także niełatwym charakterem. Wraz z bohaterką przemierzamy Europę podczas jej licznych podróży, poznajemy kulisy planowanego w tajemnicy królewskiego mariażu, bywamy na balach, odwiedzamy siedziby polskiej arystokracji. Autorka sięgnęła nie tylko do listów i pamiętników z epoki, XIX-wiecznej prasy, ale przede wszystkim do materiałów archiwalnych. Stare, pokryte patyną czasu dokumenty odkryły dawny świat: pełen szczęścia, zabaw, ale także rozterek i tragedii. Świat, który przeminął…

O Natalii, żonie Puszkina

W czas świąteczny czytałam po raz kolejny niewielką książeczkę Agnii Kuzniecowej "Moja Madonna". To  książka wydana w 1987 roku przez  Wydawnictwo TPPR "Współpraca" (dla młodszych czytelników wyjaśnię,  że TPPR to Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Tytuł oryginału  brzmi "A duszu twoju lublu..."
Autorka zadała sobie pytanie: kim była żona poety Natalia z Gonczarowych? 
Czy była jedynie piękną damą dworu zajętą przyjemnostkami, balami, przyjmowaniem hołdów, zakochanych spojrzeń cara Mikołaja? Czy tylko tyle?


























W latach 80. XX w. wydano w Rosji wspaniałe książki "Wokół Puszkina" i "Po śmierci Puszkina" napisane z wykorzystaniem archiwów rodzin Gonczarowych i Arapowych. To tam znaleziono  zupełnie inny obraz Natalii.
Piękna, światowa żona wielkiego poety, dama dworu, pełna subtelności i powagi. Życie dworskie zostało jej w zasadzie narzucone, taki dostała rozkaz od samego cara. W tamtych czasach i w jej sferze rozkaz nie do odrzucenia. Interesująca się sprawami swego męża (przepisywała jego rękopisy) matka dużej rodziny, skrywała kłopoty finansowe przed Puszkinem, by go nie martwić, by mógł spokojnie tworzyć.
On nazywał ją swoją Madonną... Umierając wiedział, że nienawiść świata ją dosięgnie.                   I dosięgła.
Sytuacja w jakiej znalazła się po swym drugim małżeństwie z generałem Łańskim przypomina nieco naszą polską gehennę Elizy Krasińskiej, żony Zygmunta.  Ostracyzm społeczeństwa po  drugim zamążpójściu był w przypadku Natalii Puszkin i Elizy Krasińskiej identyczny.
Wobec żon poetów kodeks moralny był jeszcze surowszy... jak widać. 
Na IV stronie okładki Wydawca pisał:

"...Kim była żona Puszkina? Wszyscyśmy się wychowywali w określonym stosunku do niej: lekkomyślna piękność, która powierzyła wychowanie dzieci i gospodarstwo swej siostrze Aleksandrze. Tak przedstawiano ją zarówno w wielu utworach literackich, jak i w pracach literaturoznawczych.

...Tak , Natalia jeździła na bale i nie mogła nie jeździć- była przy dworze. Była młoda i piękna... Nie to jednak wypełniło jej życie. W ciągu sześciu lat wspólnego życia z Puszkinem urodziła czworo dzieci, a więc porody, choroby, troski matki i pani domu , sprawy męża, w które była zaangażowana. Z pewnością była nieprzeciętną osobowością, żyła w swoim subtelnym i bogatym świecie duchowym.

Agnia Kuzniecowa"



Książkę czyta się dobrze, widać dużą sympatię autorki do swej bohaterki, ale to dla mnie akurat nie jest minus. Mamy tu więc obraz carskiej Rosji, życie codzienne, salony, bale, choroby dzieci, intrygi, miłość zmyśloną i tę prawdziwą, fałszywych i prawdziwych przyjaciół, szycie toalet,  troskę o pieniądze. Samo życie.


Dużym atutem książki są autentyczne listy bohaterów. W zakończeniu autorka zaznaczyła,  że jej książka składa się także z sugestii, z dopowiedzeń autorskich. Nie jest to opracowanie naukowe, raczej swobodna opowieść o Natalii  Puszkin.
                                                                         *******
Po latach nieprzychylnej prasy Natalia została zrehabilitowana. Portret pustej, pięknej lalki, zajętej głupstwami odszedł do lamusa. Kilka lat temu postawiono na moskiewskim Arbacie pomnik małżonków Puszkin. Wyglądają tak jakby wybrali się na spacer, trzymają się za ręce, młodzi, szczęśliwi...

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rapperswil - polski zamek w Szwajcarii

Zbierając materiały do mojej kolejnej książki skontaktowałam się, nie po raz pierwszy zresztą, z Muzeum Polskim w Rapperswil.
To unikalne miejsce w dziejach polskiej kultury. Mam nadzieję,  że kiedyś moje  podróżnicze ścieżki zaprowadzą mnie do XIII-wiecznego zamku nad Jeziorem Zuryskim.
Zdjęcie ze strony
http://www.muzeum-polskie.org
Historia polskiego muzeum w Szwajcarii sięga jeszcze XIX wieku. W 1870 roku hrabia Plater otworzył na zamku muzeum polskich pamiątek historycznych. W czasie zaborów opiekowało  się zbiorami wielu wybitnych Polaków. Kolekcja  rozrastała się. Gdy odzyskano niepodległość wypełniono testament hr. Platera, postanowiono wreszcie cenne pamiątki sprowadzić do kraju. 
Wielki powrót nastąpił w 1927 roku. Przejęcie zbiorów podpisał uroczyście marszałek Piłsudski. W 13 wagonach kolejowych jechały do Polski rapperswilskie skarby. Dzieła sztuki, cenne książki  starodruki, mapy,  rękopisy...
Zbiory złożone zostały w różnych miejscach. Część podarowano Muzeum Narodowemu, ale na przykład książki,  archiwalia przejęła jako oddzielny zbiór Biblioteka Narodowa.
Przyszedł czas wojny...
Zbiory biblioteczne po raz pierwszy zagrożone w 1939 roku, zostały doszczętnie (za wyjątkiem niewielkiej części ocalonej przez pracowników biblioteki) spalone po Powstaniu Warszawskim.
Gdyby zostały w Szwajcarii... Gdyby...


Korespondując ostatnio z  obecną panią kierownik Biblioteki w Rapperswilu  pozyskałam zdjęcia, które poniżej prezentuję, a które w przejmujący sposób przypominają nam o stratach poniesionych przez polską kulturę.                                                                                                                                      
Zdjęcie udostępnione mi dzięki uprzejmości pani Anny Piotrowskiej - kierownika Biblioteki Muzeum Polskiego     w Rapperswilu

























Zdjęcie udostępnione mi dzięki uprzejmości
pani Anny Piotrowskiej - kierownika
Biblioteki Muzeum Polskiego w Rapperswilu
Obecnie działające w Rapperswil Muzeum Polskie otwarto w 1975 roku. Jego zbiory zaczęły się powiększać dzięki cennym depozytom i darom . Placówka stała się ważnym miejscem na muzealnej mapie Europy, nie tylko dla Polaków. W 1978 roku  Artur Tarnowski podarował Muzeum wspaniałą kolekcję miniatur, które niegdyś należały do zbiorów w rodzinnym Dzikowie (dziś dzielnica Tarnobrzega). Miniatury, które od 19 pokoleń były w rękach Tarnowskich trafiły do zamku w Szwajcarii.
W 1994 roku wydano okolicznościowy, piękny album - katalog  upamiętniający  wystawę  miniatur rapperswilskich na Zamku Królewskim w Warszawie. 



Jeszcze przed II wojną wydano katalog rapperswilskiej biblioteki. Dziś jest on do przejrzenia w niektórych bibliotekach w Polsce. Posiada egzemplarz Biblioteka Narodowa, Biblioteka Jagiellońska, być może także inne.
Badacze muszą jednak pamiętać, że jest to katalog nieaktualny, gdyż jego zbiory niestety, już nie istnieją...

Warto zajrzeć na  stronę zamku  http://www.muzeum-polskie.org  i wybrać się w wirtualną wycieczkę...