"Aleja wiodła pod górę do miejsca, gdzie niegdyś stał dwór. Białe jego ściany błyszczące wśród ciemnej zieleni drzew, odbijały się zapewne w wodzie pięknie jak w zwierciadle; dziś jednak na wzgórzu miast dworu sterczało tylko bezkształtne rumowisko gruzów, parę okopconych ścian, świecących dziurami okien, i dwa obdarte kominy..."
Zacytowany fragment rozdziału pierwszego wprowadza nas w świat, który niegdyś istniał na Kresach. Świat polskich dworów.
Akcja powieści rozgrywa się już po pogromie, zniszczeniu szlacheckiej siedziby, zamordowaniu właściciela i wygnaniu jego rodziny - żony wraz z trójką dzieci. Po 10 latach od wydania pamiętnej "Pożogi" Zofia Kossak ponownie wróciła na Kresy. To był oczywiście literacki powrót.
Powieść dla młodzieży "Ku swoim" Zofia Kossak wydała w 1931 roku. W latach powojennych powieść - podobnie jak reszta książek pisarki - została przez cenzurę objęta całkowitym zakazem. O książce zapomniano...
Po ponad 70 latach książka ma szanse zdobyć ponownie czytelników wydana nakładem Wydawnictwa LTW.
"Ku swoim" opisuje życie sowieckiej Rosji. Od rewolucji minęło 8 lat. Pani z białego szlacheckiego dworu - Maria Turska - żyje w biedzie w nędznej chacie we wsi Kosobówka. Niegdyś w chacie mieszkała rodzina Mykołów, ale wszyscy zmarli na tyfus, wygnanka z dworu tam znalazła wraz z dziećmi schronienie. Utrzymywała się z szycia, ale także mądrych porad pielęgniarskich. Zyskała szacunek, a rok po "przeprowadzce" z dworu do chaty gospodarze podarowali jej krowę. Była to krowa z jej własnej dawnej hodowli. W tych nowych, tragicznych czasach miała wyjątkowe znaczenie, gdyż stanowiła prawdziwe dobrodziejstwo.
Główna bohaterka wie, że jeśli dłużej zostanie w sowieckiej Rosji jej dzieci zostaną wynarodowione. System działa bezdusznie i sprawnie.
Pisarka nie szczędzi scen ukazujących codzienne życie w sowieckiej wsi. Kolejki w kooperatywie (spółdzielni), gdzie można było kupić - jeśli starczyło - świece, cukier, pończochy. Pończochy stawały się towarem luksusowym, gdy przychodził transport, szybko się rozchodziły, bo żony komisarzy szybko rozdysponowały je miedzy sobą. W kolejce trzeba było stać karnie, najlepiej cicho, nie pytać, bo to mogło być uznane za burżuazyjne wybrzydzanie i kończyło się nieżyczliwością i drwinami.
Uprzejmość, dobre wychowanie uznawane były za "burżuazyjne" przeżytki. Gdy starszy syn Marii Turskiej - Włodek, wrócił do domu z Komsomołu na wieczerzę usiadł ciężko za stołem. Rozwalony, mlaskał, jadł byle jak. Matka zganiła go. Zapytała dlaczego tak siedzi, dlaczego tak je, przecież to brzydkie nawyki, cywilizowani ludzie tak nie siedzą, w taki sposób nie jedzą.
Syn, jeszcze kilka lat temu, panicz ze dworu, teraz członek Stowarzyszenia Komunistycznej Młodzieży stwierdził, że tak jedzą wszyscy, a uwagi matki go nie obchodzą.
Ta krótka wymiana zdań jest bardzo znamienna. Pokazuje rodzenie i utrwalanie bylejakości, wkradanie się jej do codziennego życia, zastępowanie kultury prostactwem i arogancją.
Jak się wyrwać z beznadziei? Z szarego życia, bez nadziei na zmianę, z urągającej biedy. Starszy syn ulega już sowieckiej propagandzie, młodszy bawi się w ruinach swego dawnego domu, pływa po stawie, gdzie niegdyś utopiono stojący we dworze fortepian i stare zegary. Jaki los czeka córkę, która pójdzie do sowieckiej szkoły?
Z pomocą przychodzi stara służąca, która z pogromu uratowała brylanty pani i schowała w zakamarkach ruin dworu.
Brylanty odmieniają los rodziny. Pani Turska podejmuje ryzykowną drogę "ku swoim", do Polski.
Droga pełna niebezpieczeństw zakończyła się w strażnicy Korpusu Ochrony Pogranicza, gdzie na "ścianie bielał i stroszył się orzeł na czerwonej tarczy i uchodźcy przywarli oczami do tej świętości z niedowierzającym radosnym zdumieniem ". Wówczas to najmłodszy syn Janek zapytał matkę:
Główna bohaterka wie, że jeśli dłużej zostanie w sowieckiej Rosji jej dzieci zostaną wynarodowione. System działa bezdusznie i sprawnie.
Pisarka nie szczędzi scen ukazujących codzienne życie w sowieckiej wsi. Kolejki w kooperatywie (spółdzielni), gdzie można było kupić - jeśli starczyło - świece, cukier, pończochy. Pończochy stawały się towarem luksusowym, gdy przychodził transport, szybko się rozchodziły, bo żony komisarzy szybko rozdysponowały je miedzy sobą. W kolejce trzeba było stać karnie, najlepiej cicho, nie pytać, bo to mogło być uznane za burżuazyjne wybrzydzanie i kończyło się nieżyczliwością i drwinami.
Uprzejmość, dobre wychowanie uznawane były za "burżuazyjne" przeżytki. Gdy starszy syn Marii Turskiej - Włodek, wrócił do domu z Komsomołu na wieczerzę usiadł ciężko za stołem. Rozwalony, mlaskał, jadł byle jak. Matka zganiła go. Zapytała dlaczego tak siedzi, dlaczego tak je, przecież to brzydkie nawyki, cywilizowani ludzie tak nie siedzą, w taki sposób nie jedzą.
Syn, jeszcze kilka lat temu, panicz ze dworu, teraz członek Stowarzyszenia Komunistycznej Młodzieży stwierdził, że tak jedzą wszyscy, a uwagi matki go nie obchodzą.
Ta krótka wymiana zdań jest bardzo znamienna. Pokazuje rodzenie i utrwalanie bylejakości, wkradanie się jej do codziennego życia, zastępowanie kultury prostactwem i arogancją.
Jak się wyrwać z beznadziei? Z szarego życia, bez nadziei na zmianę, z urągającej biedy. Starszy syn ulega już sowieckiej propagandzie, młodszy bawi się w ruinach swego dawnego domu, pływa po stawie, gdzie niegdyś utopiono stojący we dworze fortepian i stare zegary. Jaki los czeka córkę, która pójdzie do sowieckiej szkoły?
Z pomocą przychodzi stara służąca, która z pogromu uratowała brylanty pani i schowała w zakamarkach ruin dworu.
Brylanty odmieniają los rodziny. Pani Turska podejmuje ryzykowną drogę "ku swoim", do Polski.
Droga pełna niebezpieczeństw zakończyła się w strażnicy Korpusu Ochrony Pogranicza, gdzie na "ścianie bielał i stroszył się orzeł na czerwonej tarczy i uchodźcy przywarli oczami do tej świętości z niedowierzającym radosnym zdumieniem ". Wówczas to najmłodszy syn Janek zapytał matkę:
"- Ale wrócimy tam kiedyś, mamusiu? Obiecałem Sydorowi...
Matka uśmiechnęła się do niego przez łzy."
***
Tak kończy się książka Zofii Kossak.
To jednak nie koniec tego wydania. Przed nami jeszcze posłowie (przyznam się, że przeczytałam jako pierwsze!) pióra Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz.
Posłowie przybliża postać Zofii Kossak, ale przede wszystkim stanowi analizę utworu pisarki.
Całość kończy nota edytorska zwracająca uwagę czytelnika na fakt, że w wydaniu niniejszym dokonano modernizacji pisowni według najnowszych zasad.
Dlaczego warto przeczytać powieść Zofii Kossak? Posłużę się słowami z posłowia Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, która pisze "Ku swoim - bardzo wartościowa poznawczo i artystycznie, z wartką, niemal sensacyjną fabułą i napisana z pasją, po prostu fascynująca..."
Dlaczego warto przeczytać powieść Zofii Kossak? Posłużę się słowami z posłowia Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, która pisze "Ku swoim - bardzo wartościowa poznawczo i artystycznie, z wartką, niemal sensacyjną fabułą i napisana z pasją, po prostu fascynująca..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz