Krążyłam wokół tej książki wiedząc doskonale, że w końcu ją kupię, bowiem od lat interesują mnie losy polskiej arystokracji.
Tym razem mamy do czynienia z pięknie wydaną książką "Tak było... Niedemokratyczne wspomnienia" Eustachego Sapiehy (Świat Książki, 2012). Podtytuł "Niedemokratyczne wspomnienia" nie jest tu przypadkowy, Sapieha ma wyraziste poglądy, które nieraz w dosadny sposób akcentuje. Dodaje to smaczku książce, która okazała się jedną z najciekawszych moich lektur ostatnich miesięcy. Pasjonująca opowieść!
Trzej bracia, jeszcze w szczęśliwym roku 1938... Eustachy pierwszy z lewej. |
Sapieha na życzenie swych dzieci, urodzonych już na emigracji, w Afryce, spisuje dzieje swojej rodziny. Z nostalgią, ale i z humorem, powraca do majątku rodowego w Spuszy (dziś na Białorusi). Opisuje życie pałacowe (tak naprawdę był to dom w stylu zakopiańskim), polowania, psikusy z dzieciństwa, swoje ukochane nianie, smak gruszek, świeżego chleba, masła... Smaki, do których tęsknił całe życie.
Potem nadchodzi wojna, bitwa pod Kockiem, obozy jenieckie. Bardzo ciekawy jest - dla mnie - rozdział "Grabau". Sapieha po wydostaniu się z obozu w Lubece zostaje komendantem stadnin w Grabau, gdzie stacjonowało kilkaset wspaniałych koni z polskich stadnin w Racocie czy Janowie. Wszystkie te konie przetrwały wojnę, opiekowali się nimi polscy masztalerzy. Tam poznał swoją przyszłą żonę Antonię Siemieńską. Po krótkim przystanku u zaprzyjaźnionej belgijskiej rodziny wyjechał do ojca, do Afryki. Pobyt w Afryce pokazuje jak wszystko można zacząć od zera. Dosłownie. Syn księcia, student europejskich uniwersytetów należący do przedwojennej elity nie tylko polskiej, ale i europejskiej, w Afryce jest debiutantem. Mieszka z rodziną skromnie, często się przeprowadza, gdy dzieci podrosły i czas był na to, by poszły do szkoły Sapieha przyznawał, że gdyby przyszło mu za szkolę zapłacić byłoby to ogromnym obciążeniem dla rodziny. Zrządzeniem losu nie musiał. Siostry loretanki wyczytały, że w XVII wieku jakiś Sapieha otrzymał od papieża Złotą Różę... Przełożona zakonu stwierdziła, że potomkowie takiego człowieka nie mogą płacić za szkołę. W domu wszystkie sprzęty wykonywali sami - krzesła, stoły, abażury... Początkowo nie było ich stać na porządne meble, a "pretensjonalnej tanizny" nie chcieli.
By dzieci wiedziały skąd pochodzą na abażurach wymalowano rodowy herb Sapiehów. Noblesse oblige...
To książka również o przedmiotach, ale oczywiście nie byle jakich. Mamy tu piękną historię zegarka, luksusowego Patka z 1845 roku. Sapieha zdawał sobie sprawę, że jego sprzedaż ułatwiłaby rodzinie życie, ale... sentyment był wielki. "Patek niech śpi spokojny i szczęśliwy, że go z rodziny za pieniądze nie wyrzucamy" (s.340)
Można jeździć - jak sam autor wyznaje 20, a nawet 30 -letnim renaultem, mimo że Patek pozwoliłby na kupno nowego, luksusowego wozu.
Niesamowita historia dotyczy także losów pięknego XVIII-wiecznego portretu Pelagii z Potockich Sapieżyny.
(Ponieważ nie mam praw do publikowania tego obrazu, zamieszczam link do strony, gdzie można go oglądać. Dziś stanowi własność Zamku Królewskiego w Warszawie).
Portret pięknej Pelagii wielokrotnie rabowany przez Rosjan po Powstaniu Listopadowym, potem w czasie rewolucji bolszewickiej znalazł się w 1917 roku w Kijowie na jakimś targu, gdzie zwinięty w rulon leżał między szczotkami, starymi butami. Obrazy kupowano za bezcen, bo cenę liczono od cala! Wuj Sapiehy uratował Pelagię, która trafiła do Warszawy, a w końcu do majątku w Spuszy, skąd w czasie wojny wyjechała przybita do jakiejś szafki!
"...biedna Pelagia uciekała po raz trzeci od wschodnich braci"(s.342)
Potem słuch o niej zaginął, odnalazła się po latach w mieszkaniu pewnego sędziwego profesora, który kupił ją w 1950 roku, a w testamencie swe zbiory przekazał na Zamek Królewski w Warszawie.
Tam Pelagię widziałam i ja, przed wielu laty, zwiedzając zamek, ale nie miałam pojęcia, że obraz miał tak burzliwą historię!
Najbardziej wzruszający był moment, gdy Sapieha po kilkudziesięciu latach wraca do Spuszy. Chce ją zobaczyć, jeszcze raz poczuć tamto powietrze, czuć tamtą ziemię. Tamtą, swoją, sapieżyńską... Lata 90. XX wieku, Białoruś... Nieużytki, ruiny dawnych siedzib, rozgrabionych, spalonych, unicestwionych.
Sapieha nie poznaje okolicy, szuka kościołka, wjazdu do starego lasu, złotego piasku. Przy drodze stary człowiek pilnujący jednej krówki. Sapieha go pozdrawia, wywiązuje się rozmowa.
" - A wy skąd?
- Ja syn knizia spuszańskiego.
- To wy kniaź! Spuszy nie ma, folwark rozkradli, spalili, zaorali (...) pałacu też nie ma..." (s. 403)
Gdy się pożegnali, Sapieha wsiadł do samochodu i ruszył wskazaną drogą do Spuszy, której nie ma... a chłop zdjął czapkę i stał, odprowadzając wzrokiem kniazia Sapiehę.
Jest to jeden z najbardziej wzruszających momentów w tej książce.
****
Zabrakło mi jednej rzeczy - noty wydawcy na temat autora tych świetnych, wprost nieprawdopodobnych wspomnień. Eustachy Sapieha (1916-2004), zmarł w Nairobi, pochowany w Polsce, w Boćkach, na Podlasiu, w kościele ufundowanym na początku XVIII stulecia przez jednego z książąt Sapiehów.
Postać niezwykła, tak jak niezwykła jest książka, pod której urokiem i wrażeniem jeszcze pozostaję.
Można jeździć - jak sam autor wyznaje 20, a nawet 30 -letnim renaultem, mimo że Patek pozwoliłby na kupno nowego, luksusowego wozu.
Niesamowita historia dotyczy także losów pięknego XVIII-wiecznego portretu Pelagii z Potockich Sapieżyny.
(Ponieważ nie mam praw do publikowania tego obrazu, zamieszczam link do strony, gdzie można go oglądać. Dziś stanowi własność Zamku Królewskiego w Warszawie).
Portret pięknej Pelagii wielokrotnie rabowany przez Rosjan po Powstaniu Listopadowym, potem w czasie rewolucji bolszewickiej znalazł się w 1917 roku w Kijowie na jakimś targu, gdzie zwinięty w rulon leżał między szczotkami, starymi butami. Obrazy kupowano za bezcen, bo cenę liczono od cala! Wuj Sapiehy uratował Pelagię, która trafiła do Warszawy, a w końcu do majątku w Spuszy, skąd w czasie wojny wyjechała przybita do jakiejś szafki!
"...biedna Pelagia uciekała po raz trzeci od wschodnich braci"(s.342)
Potem słuch o niej zaginął, odnalazła się po latach w mieszkaniu pewnego sędziwego profesora, który kupił ją w 1950 roku, a w testamencie swe zbiory przekazał na Zamek Królewski w Warszawie.
Tam Pelagię widziałam i ja, przed wielu laty, zwiedzając zamek, ale nie miałam pojęcia, że obraz miał tak burzliwą historię!
Najbardziej wzruszający był moment, gdy Sapieha po kilkudziesięciu latach wraca do Spuszy. Chce ją zobaczyć, jeszcze raz poczuć tamto powietrze, czuć tamtą ziemię. Tamtą, swoją, sapieżyńską... Lata 90. XX wieku, Białoruś... Nieużytki, ruiny dawnych siedzib, rozgrabionych, spalonych, unicestwionych.
Sapieha nie poznaje okolicy, szuka kościołka, wjazdu do starego lasu, złotego piasku. Przy drodze stary człowiek pilnujący jednej krówki. Sapieha go pozdrawia, wywiązuje się rozmowa.
" - A wy skąd?
- Ja syn knizia spuszańskiego.
- To wy kniaź! Spuszy nie ma, folwark rozkradli, spalili, zaorali (...) pałacu też nie ma..." (s. 403)
Gdy się pożegnali, Sapieha wsiadł do samochodu i ruszył wskazaną drogą do Spuszy, której nie ma... a chłop zdjął czapkę i stał, odprowadzając wzrokiem kniazia Sapiehę.
Jest to jeden z najbardziej wzruszających momentów w tej książce.
****
Zabrakło mi jednej rzeczy - noty wydawcy na temat autora tych świetnych, wprost nieprawdopodobnych wspomnień. Eustachy Sapieha (1916-2004), zmarł w Nairobi, pochowany w Polsce, w Boćkach, na Podlasiu, w kościele ufundowanym na początku XVIII stulecia przez jednego z książąt Sapiehów.
Postać niezwykła, tak jak niezwykła jest książka, pod której urokiem i wrażeniem jeszcze pozostaję.
Witam Ciebie bardzo serdecznie i wiosennie.Miło i przyjemnie tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz rozgoszczę się na dłużej.Ciebie w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny do Dobrych Czasów.Pozdrawiam majowo i kolorowo.J.
OdpowiedzUsuńWitam i zapraszam:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTakie książki zawsze kupuję, właśnie po to, by do nich wracać. Bo na pewno kiedyś jeszcze ja przeczytam.
UsuńMoje półki tez już nie wytrzymują naporu nowych książek, ale jeszcze nieco się zmieści.
Wzruszyłam się przy tym wpisie. Można być księciem i robić krzesła. Jestem ciekawa co stało się z tą słynną stadniną koni. To nie jest ta sama gdzie księżna Sanguszkówna często gościła? I ciekawią mnie te niedemokratyczne poglądy księcia, jakie one były?
OdpowiedzUsuńSanguszkowa przyjeżdżała do Sławuty.
UsuńKonie z Janowa i Racotu może powróciły do nas? W końcu obydwie stadniny działają? Nie wiem, niestety.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA ja jestem dopiero przed czytaniem! Książka zakupiona. Nie bez znaczenia dla mnie jest pochodzenie rodu Sapiehów. Litwa! Ale konkretnie na temat wspomnień dopiero po ich przeczytaniu. Edytorsko bardzo zachęcająco wydane.
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie to wspaniała lektura!
UsuńO rety, rety! A ja chodziłam wokół tej książki, gdy kosztowała grosze w Weltbildzie - nie kupiłam, no i przepadło:( Przeglądałam ją i jakoś mnie na kolana nie powaliła, sprawiała wrażenie jakby wydrukowanej na drukarce laserowej. Poza tym styl stron, które na szybko przeczytałam wydał mi się mało zachęcający... Zwykle intuicja mnie nie myli jeśli chodzi o książki, a tu proszę, wpadka... Trzeba będzie w bibliotece się do pań uśmiechnąć:)
OdpowiedzUsuńWiesz Aniu, jak to jest, akurat Tobie mogła się nie spodobać.
UsuńKsiążka jest bardzo porządnie wydana - począwszy od okładki, wyklejki, jakości papieru i zdjęć.
Mnie ta książka zaczarowała! Będę do niej wracać wielokrotnie.
No to jestem ciekawa, jakież to niedemokratyczne poglądy miał Eustachy Sapieha:) Poszukam w bibliotece, bo na zakup mnie nie stać. Skoro jeszcze Ala pieje z zachwytu, nie mam wątpliwości, że książki również mi się spodoba:)
OdpowiedzUsuńPolecam! Wspaniała opowieść niezwykłego człowieka.
UsuńZapowiada się po prosty świetnie :)
OdpowiedzUsuńTak jest, to świetna książka! Do tego starannie wydana.
UsuńDopisałam do swojej listy ksiązek, acz kiedyś miałam możliwość ją przeczytać i w licznym wyborze zrezygnowałam. Teraz to dopiero żałuje i głęboko odczuwam. Wierzę, że książka jest porządnie wydana, bo mam jedną z tej serii - EWA KRYSTYNA HOFFMAN-JĘDRUCH, ŚLADY NA PIASKU
OdpowiedzUsuńCo do publikowania zdjęć na blogu z innych stron - możesz to robić, ale należy podać, albo podlinkować źródło. Jeżeli chodzi o okładki książek z wydawnictw- figurują one na każdej stronie księgarni, więc nie trzeba tego robić, bo to materiały prasowe i reklamowe.
"Ślady na piasku" i "Tak było" Sapiehy są podobnie wydane, nawet czcionka tytułu chyba taka sama i czarno-białe zdjęcie (grupowe).
UsuńJeśli książka wpadnie Ci w ręce nie zastanawiaj się - przeczytaj!
Czytałam tę książkę we wcześniejszym wydaniu (1999) i byłam pod ogromnym wrażeniem historii autora. Niestety, nie mam tej książki na półce, bo czytałam egzemplaż pożyczony od kogoś:( Z tego, co pamiętam tamto wydawnictwo było bardzo staranne i estetyczne. To obecne również wygląda ciekawie.
OdpowiedzUsuńJednak było wcześniejsze wydanie, tak mi się własnie wydawało... Bo gdzieś już z tą książką się zetknęłam, choć nigdy wcześniej jej nie czytałam.
UsuńO rany, ale ortografa strzeliłam! Jedynym usprawiedliwieniem jest późna pora i zmęczenie, które nie pozwoliło mi sprawdzić tekstu przed wysłaniem :(
UsuńI ja kilkakrotnie "przymierzałam się" do bliższego zapoznania się ze wspomnieniami Sapiehy,ale jakoś mnie ta książka niezbyt ciągnęła.Teraz poszukam w bibliotece,bo zapowiada się rewelacyjnie,a wiesz,że nasze gusty są podobne:-))),pozdrawiam ciepłym wieczorem,pięknie pachnącym bzem i...przekwitającą już czeremchą,za szybko maj mija,niestety:-(
OdpowiedzUsuńCiekawostką będzie także fakt, że matka Sapiehy pochodziła z Lubomirskich z Przeworska! O samym Henryku Lubomirskim jest tam wzmianka i zdjęcie słynnej rzeźby Canovy z Łańcuta.
UsuńCzytam ,a raczej czytam synowi ktory prosi mnie zebym mu czytala przed snem w jezyku ojczystym.Jestem zachwycona bogactwem wypowiedzi i slownictwem polskim.Egzemplarz wydany w 1999roku podeslal mi znajomy z Polski za co mu serdecznie dziekuje.Jesli nadarzy mi sie okazja zakupu ksiazki kupie bez wachania .Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mam te książkę na własność, bo wracać będę do niej nie jeden raz.
UsuńSwietna książka,bardzo lekko sie czyta.Żal tylko ze tak wspaniali ludzie i zasluzone rodziny musialy na obczyźnie dorabiac sie wszystkiego od zera.A komuniści nigdy nie zaplacili za to ze nam zrujnowali kraj do spolki z niemcami.
OdpowiedzUsuńTo prawda, książka świetna. Niesamowite koleje życia i wielka determinacja, by zacząć wszystko od nowa w zupełnie innej rzeczywistości.
Usuń