Lubię zaglądać do Pszczyny. To urocze miasteczko, pełne ciekawej architektury i zamku-Perły Śląska. Jest też wzorowo utrzymany romantyczny park i mnóstwo miejsc, gdzie wypijemy kawę, zjemy deser...
Jest też Informacja Turystyczna, z której za każdą moją wizytą wychodzę z czymś nowym. Czasem są to "tylko" foldery, ale często są to książki. Tym razem była to książka. Piękne wydanie biografii - księżnej Daisy von Pless, pióra W. Johna Kocha. Autor dzieciństwo spędził w Wałbrzychu, jego matka jako kilkunastoletnia dziewczyna została kiedyś przedstawiona księżnej Daisy... Z Wałbrzycha wyjechał w 1936 roku, potem była wojna, a w 1954 roku wyemigrował do Kanady. Na emeryturze poświecił się pisarstwu. Długi czas prowadził badania, poszukiwania. Nawiązał kontakty z rodziną Hochbergów, osobami pamiętającymi księżnę, licznymi instytucjami.
Książka zyskała przepiękną szatę graficzną. Wydawcą zostało Muzeum Zamkowe w Pszczynie. Biografia Daisy posiada bardzo dużo dobrej jakości ilustracji zarówno czarno-białych, jak i kolorowych portretów. Atutem jest dobrej jakości papier i duża czcionka.
Na okładce wykorzystano znaną fotografię Daisy wykonaną w Studio Lafayette w Londynie.
Tu jedna z wersji tej fotografii tzw. Daisy z turkusem.
Na stronie Wydawcy, a więc Muzeum w Pszczynie, możemy o książce przeczytać:
"Jest to fascynująca i wnikliwa biografia księżnej
Daisy Hochberg von Pless de domo Marii Teresy Oliwii Cornwallis-West
(1873-1943) w przekładzie prof. dra hab. Zdzisława Żygulskiego Jun. przy
współpracy Teresy Grzybkowskiej.
Niewątpliwym atutem biografii są licznie wykorzystane
oryginalne fragmenty pamiętników księżnej oraz jej listów, a także fotografie i
portrety, z których wiele nie było do tej pory publikowanych."
Biografia liczy ponad 400 stron. Autor ciekawie prowadzi swą opowieść o Daisy, chce ją zrozumieć, domyślić się, co czuła. Przedstawia także kompromitującą prawdę o późnowiktoriańskiej epoce w Anglii. O braku miłości w rodzinach, o dzieciach, które często jedynie przeszkadzały swym matkom zajętym rozmowami o nowych fasonach kapeluszy, o mężczyznach zajętych "swymi sprawami" . Matka Daisy, znana angielska piękność, zabierała nieraz swe dzieci na spacery powozem. Po co? Bo były modnym dodatkiem do stroju! Przeważnie zabierano dziewczynki. Do czasu. Bowiem pewnego dnia księżna Dudley zabrała do powozu swego małego synka. Wówczas matka Daisy wydobyła z zapomnienia swego nielubianego syna George'a. Dziecko milcząco jechało w powozie obok swej matki. Tego wymagała moda!
Nieprawdopodobnie brzmią te informacje o bezmyślnych angielskich elitach. Takich obyczajowych rewelacji jest zresztą w książce wiele. Później dotyczą one raczej mentalności pruskiej. Równie "egzotycznej".
Mamy tu jeszcze ciekawy portret milionera-męża, banalnie przeciętnego mężczyzny, skostniałego w swych zasadach. Ciekawie nakreślony jest Wilhelm, ostatni cesarz Niemiec, (przyjaciel?) Daisy. Księżna pozwalała sobie na dworze pruskim na wiele, takie zachowania bardzo swobodne, łamiące etykietę były źle widziane przez tamtejszą arystokrację, ale Wilhelm na to pozwalał. Dlaczego? Na to nie ma odpowiedzi, są domysły...
Autor nie goni za skandalami, wyraźnie zaznacza gdzie zachowuje dyskrecję i nie zdradza np. nazwiska bardzo bliskiego dla Daisy mężczyzny. Opis ich związku też pozostawia pewne znaki zapytania. Czy po tylu latach taka dyskrecja jeszcze ma znaczenie? To pytania dla czytelników...
Obraz Daisy pokazany jest wieloaspektowo. Daisy- angielska piękność i jedna z najsłynniejszych kobiet Europy przełomu XIX i XX wieku. Daisy - reformatorka społeczna i wreszcie Daisy - kobieta dążąca do zwykłego, ludzkiego szczęścia. W gruncie rzeczy pośród tych wszystkich koronowanych głów, pałaców, marmurów, pereł i diamentów kobieta przeraźliwie samotna.
Gdy zmierzamy do końca książki robi się coraz bardziej smutno. Nachodzi kilka refleksji: im wyżej jesteśmy na drabinie społecznej, tym upadek bywa boleśniejszy, a fortuna kołem się toczy...
Rozwód, choroba, wydalenie przez hitlerowców z zamku w Książu, śmierć w samotności...
Gdy zamykałam ostatnią stronę książki uczuciem, które mi towarzyszyło było współczucie. Dziś Książ, a szczególnie Pszczyna pielęgnują pamięć o tej niezwykłej Angielce, którą wydano za niemieckiego księcia. Zachwycamy się jej portretami, luksusem jej rezydencji, robimy zdjęcia z "ławeczką księżnej Daisy" na pszczyńskim rynku. Może się wydawać, że jej życie było niezwykłe i bogate. Myślę jednak, że było to życie, co prawda w baśniowych dekoracjach, ale jednak nieszczęśliwe, wypełnione niespełnieniem i brakiem zrozumienia.
***
Tak akurat się składa, że wydana w 2012 roku książka jest w zasadzie publikacją okolicznościową. Rok 2013 został ogłoszony na Dolnym Śląsku Rokiem Księżnej Daisy. Nie bez powodu.
Przypada bowiem właśnie teraz 140 rocznica jej urodzin i 70 rocznica śmierci.
Ciekawa pozycja. Chętnie bym się z nią zapoznała.
OdpowiedzUsuńZnam Pszczynę, byłam na zamku i może uda mi się tam wrócić, gdyż urodziłam się w Goczałkowicach, gdy mój ojciec budował na Wiśle tamę. Mam tam brata i właśnie w nadchodzącym tygodniu go odwiedzę, ale na Pszczynę tym razem nie będę mieć czasu, a szkoda.)
Warto wracać, bo wtedy widać zmiany. A pałac kilka lat temu przeszedł renowację, pozbył się szarości na tynkach, wypiękniał.
UsuńTak mnie zauroczyła Twoja opowieść, że szybciutko powędrowałam na stronę muzeum w Pszczynie. A tam obok wspomnianej książki jest jeszcze "Życie dworskie w Pszczynie". a po za tym właśnie sobie wirtualnie zwiedzam zamek! Czad! - że tak nie omieszkam napisać.
OdpowiedzUsuńMają wspaniałą stronę, można wirtualnie zwiedzić zamek!
UsuńUrodziłam się w cieniu zamku Książ, więc temat mi bliski. Właśnie czytam "Taniec na wulkanie" - pamiętnik Daisy, ale wolno mi idzie. Piękna kobieta, ważną rolę spełniła w historii Dolnego Śląska, ale... piórem władać nie potrafiła. Może lepiej byłoby się wziąć za powyższą biografię?
OdpowiedzUsuńWiele zależy też od tłumacza.
UsuńWe wspomnianej biografii są rozległe cytaty z pamiętników Daisy, zupełnie inne niż w "Tańcu na wulkanie".
Bardzo lubię, jak w biografiach są fragmenty dotyczące obyczajowości, one zawsze dodają tym opowieściom o dawnym życiu i ludziach smaku :)
OdpowiedzUsuńJest w tej biografii ich wiele. Szczególnie sprawy etykiety dworskiej - kompletne szaleństwo!
UsuńByłam w Pszczynie kilka lat temu i byłam pod wielkim wrażeniem Zamku i jego otoczenia. Dobrze, że Muzeum widzi swą rolę nie tylko w zarządzaniu zamkiem, ale mądrego i na czasie propagowania jego historii m.in. przez wydawanie takich czytelniczych perełek :)
OdpowiedzUsuńKsiężna Daisy nigdy nie wydawała mi się szczęśliwą kobietą, choć nie jestem znawcą jej biografii. Jak przez mgłę pamiętam serial w reż Filipa Bajona ("Biała wizytówka"?) i zapamiętałam, że cała ta rodzina nie była zbyt szczęśliwa.
Z Pszczyny pamiętam również ciekawą galerię na rynku, w której zakupiłam co nieco. Ciekawe, czy jeszcze istnieje.
Wydawnictwa zamku są częste i bardzo pięknie wydane. Kupiłam jakiś czas temu ciekawy przewodnik i katalog miniatur.
UsuńWspomniany serial "Biała wizytówka" lub wersja kinowa "Magnat" oglądam, gdy są powtórki - plejada polskich znakomitych aktorów!
A rodzina rzeczywiście jakby naznaczona nieszczęściem.
Ooo... Widziałam kiedyś w tv program poświęcony Pszczynie. Od tego momentu marzę o tym żeby tam pojechać. :) Pamiętam że księżna Daisy była bardzo ciekawą osobowością. Naprawdę warto sięgnąć po tą książkę.
OdpowiedzUsuńPszczyna jest naprawdę pięknym, zadbanym miasteczkiem. Otwartym na turystów i oferującym im naprawdę wiele: zamek, park, ale także zagroda żubrów, skansen, mnóstwo restauracji, kawiarni.
OdpowiedzUsuńI ja od razu obejrzałam stronę zamku;jak wszystko zresztą w Pszczynie,perfekcyjnie zrobiona,ciekawie i ze smakiem.
OdpowiedzUsuńBiografia tak pięknie wydana,zresztą księżna Daisy-Stokrotka to moja ulubienica:-),jak Pani pisze,sporo tam Jej pięknych fotografii,na dodatek Pszczyną się zachwycam i tęsknię,by ją jeszcze odwiedzić w czasie rozkwitających rododendronów,że...chyba się skuszę i książkę zamówię!!!
"Taniec na wulkanie" mnie zaciekawił,więc jeszcze z przyjemnością poszerzę swoją wiedzę o życiu księżnej.