Dziś post nietypowy, bo opiszę coś, co miało miejsce... 13 lat temu. Skuszona "zamówieniem Czytelników" postaram się odkurzyć w pamięci te kilkanaście dni lipca 2000 roku. Tematem podroży będzie jedno z najpiękniejszych miast w Europie - Petersburg.
W tamtych czasach turystyka masowa nie była jeszcze tak masowa jak dziś, a grupa osób, która wybrała się w autokarową podróż nad Newę była ciekawa świata, historycznie oczytana i miło było niekiedy podzielić się rożnymi refleksjami z towarzyszami podroży.
Wyjazd z Warszawy, przejazd przez Litwę, Łotwę i wjazd do Rosji.
Na granicy (nie pamiętam już gdzie była przekraczana) był tylko jeden autokar. Nasz.
Ale odstać swoje musieliśmy, kontrola szczegółowa, drobiazgowa, a potem już prosta jakby odrysowana linijką droga, tylko jedno skrzyżowanie z drogą na Psków, którego światła gdzieś w oddali były widoczne.
Kierunek - Petersburg.
Było to od zawsze miasto moich marzeń. Zbudowane z fantazji cara Piotra, przepięknie położone, kuszące historią, architekturą. Tołstoj, Puszkin, Anna Karenina, Carl Fabergé, koncerty Marii Szymanowskiej...
Skojarzeń mnóstwo, postacie realne mieszają się z literacką fikcją.
Droga długa, męcząca, ale w perspektywie zwiedzanie, wizyty w carskich pałacach i ... białe noce. Był początek lipca.
Przyjazd do hotelu - wielki gmach socrealistyczny, ale pokój przyjemny, wygodny, z łazienką. Wielkie korytarze, niezagospodarowane przestrzenie. Wszystko "balszoje".
Po przyjeździe telefon do domu. Duża już ze mnie była dziewczynka, ale jak to z rodzicami, trzeba się odmeldować.
- Dojechałaś szczęśliwie, to dobrze, co jeszcze? Ładny hotel?
- Ładny, z okien widać jakąś świątynie z kopułami jak cebulki. Złote, mienią się w słońcu...
- W słońcu? Przecież już noc!
- Jaka noc? U mnie świeci słońce.
- To która tam godzina?
- Jak to która... 23.00...
Tym sposobem naprawdę zauważyłam i zrozumiałam, co to białe noce.
Potem zaczęło się zwiedzanie. Mieliśmy poza naszym polskim przewodnikiem, jeszcze przewodniczkę miejscową, która była z nami od rana do końca wieczornego zwiedzania. Elegancka, starsza pani, mówiąca po polsku, podobno kiedyś studiowała w Polsce...
Ermitaż - bogactwo sztuki i wnętrz, w tym dwa arcydzieła Leonarda da Vinci.
Zejście schodami w Pałacu Zimowym było estetycznym doznaniem. Filmowa scena... Czerwony dywan, marmury, złocenia.
Pamiętny był wieczorny, a w zasadzie nocny wypad na tzw. podnoszenie mostów. Około 2 w nocy mosty Petersburga są podnoszone, mogą wówczas wpływać statki, bo to w końcu jeden z największych portów Rosji. Widowisko warte obejrzenia. Jednak dobrze być po właściwej stronie rzeki, by potem wrócić do hotelu, w innym przypadku trzeba czekać kilka godzin, bo dopiero nad ranem mosty się opuszcza.
Petersburg może czarować. Jest tu wiele przepięknych miejsc, widoków stworzonych po to, by je utrwalić na kliszy lub po prostu już na zawsze - w pamięci. Miasto wybudowane jest z rozmachem, architektonicznie zachwyca i zdumiewa. Poza wielkimi placami i monumentami są też urocze zaułki, śliczne, romantyczne mostki, z kutymi balustradami, latarenkami.
Rejs po Newie - owszem i taka atrakcja się trafiła. Wypożyczyliśmy kilkunastoosobową łódź i w drogę... Pamiętam, że było wesoło, "kapitan" był lekko zwariowany i z fantazją zakręcał po Newie. Oj, działo się...
Na koniec podróży deser - pałace carskie pod Petersburgiem. Peterhof z bajecznymi ogrodami pełnymi fontann, które działały wyrzucając radośnie wodę do góry ku uciesze tłumów z całego świata.
Można było zrobić sobie zdjęcie z XVIII-wiecznymi postaciami, pospacerować po alejkach, kupić bardzo drogie w tym miejscu, ale przepiękne, pamiątki. Malowane ręcznie tace, filiżanki, wszelkie "podróbki" słynnych jaj Faberge.
Tam właśnie widziałam spacerującą panią z niedźwiadkiem na złotej smyczy. Tak, to był niedźwiadek, mały, rozkoszny, brązowy miś.
Takie rzeczy to chyba tylko w Rosji...
Odwiedziliśmy także mniej znany pałac - Pawłowsk. Tu zwiedzaliśmy wnętrza - oszałamiające.
Jak nasza grupa weszła do Carskiego Sioła nie wiem, najpierw nie było biletów, potem za dopłatą już były i w końcu znalazłam się w ulubionym pałacu carycy Katarzyny. Dziś słynna bursztynowa komnata jest już zrekonstruowana, ale wówczas dopiero trwały nad tym prace. Pamiętam jedynie jedną ukończoną w całości ścianę. Piękno zaklęte w bursztynie.
Pałace carskie były zniszczone w czasie wojny, pozostały z nich ruiny... Rosjanie wszystko z pietyzmem odbudowali.
Były też inne miejsca znane, mniej znane, place, przepiękne cerkwie, krążownik Aurora stojący u nabrzeża, zakupy. Przez kilka lat chodziłam w cieplutkich chustach kupionych "u babci" na straganie ulicznym. Tkane z cieniutkiej wełny, lekkie jak mgiełka, dawały niesamowite ciepło w mroźne zimy.
Jak z każdej podróży wracałam z Petersburga nie tylko z głową pełną wrażeń, ale też z książkami.
W tym samym roku, w którym byłam w Petersburgu, wydałam swoją pierwszą książkę o Teofili z Morawskich Radziwiłł. Jeden z rozdziałów zatytułowałam "Rosyjski epizod - nad Newą i Moskwą". Przywołuję tam m.in. wspomnienia francuskiej pisarki pani de de Staël, która pisała o Petersburgu:
"Budynki zachowały jeszcze olśniewającą biel i nocą, w księżycowej poświacie, wydaje się, że to olbrzymie białe zjawy wpatrują się, nieruchome, w nurt Newy."
Skojarzeń mnóstwo, postacie realne mieszają się z literacką fikcją.
Mozaika z pamiątek - pocztówki, trochę zdjęć... |
Przyjazd do hotelu - wielki gmach socrealistyczny, ale pokój przyjemny, wygodny, z łazienką. Wielkie korytarze, niezagospodarowane przestrzenie. Wszystko "balszoje".
Po przyjeździe telefon do domu. Duża już ze mnie była dziewczynka, ale jak to z rodzicami, trzeba się odmeldować.
- Dojechałaś szczęśliwie, to dobrze, co jeszcze? Ładny hotel?
- Ładny, z okien widać jakąś świątynie z kopułami jak cebulki. Złote, mienią się w słońcu...
- W słońcu? Przecież już noc!
- Jaka noc? U mnie świeci słońce.
- To która tam godzina?
- Jak to która... 23.00...
Tym sposobem naprawdę zauważyłam i zrozumiałam, co to białe noce.
Potem zaczęło się zwiedzanie. Mieliśmy poza naszym polskim przewodnikiem, jeszcze przewodniczkę miejscową, która była z nami od rana do końca wieczornego zwiedzania. Elegancka, starsza pani, mówiąca po polsku, podobno kiedyś studiowała w Polsce...
Ermitaż - bogactwo sztuki i wnętrz, w tym dwa arcydzieła Leonarda da Vinci.
Zejście schodami w Pałacu Zimowym było estetycznym doznaniem. Filmowa scena... Czerwony dywan, marmury, złocenia.
Jak wrócić z Petersburga bez książek? To niemożliwe. |
Rejs po Newie - owszem i taka atrakcja się trafiła. Wypożyczyliśmy kilkunastoosobową łódź i w drogę... Pamiętam, że było wesoło, "kapitan" był lekko zwariowany i z fantazją zakręcał po Newie. Oj, działo się...
Na koniec podróży deser - pałace carskie pod Petersburgiem. Peterhof z bajecznymi ogrodami pełnymi fontann, które działały wyrzucając radośnie wodę do góry ku uciesze tłumów z całego świata.
Peterhof - zdjęcie z książki |
Tam właśnie widziałam spacerującą panią z niedźwiadkiem na złotej smyczy. Tak, to był niedźwiadek, mały, rozkoszny, brązowy miś.
Takie rzeczy to chyba tylko w Rosji...
Carskie Sioło - zdjęcie z książki |
Jak nasza grupa weszła do Carskiego Sioła nie wiem, najpierw nie było biletów, potem za dopłatą już były i w końcu znalazłam się w ulubionym pałacu carycy Katarzyny. Dziś słynna bursztynowa komnata jest już zrekonstruowana, ale wówczas dopiero trwały nad tym prace. Pamiętam jedynie jedną ukończoną w całości ścianę. Piękno zaklęte w bursztynie.
Pałace carskie były zniszczone w czasie wojny, pozostały z nich ruiny... Rosjanie wszystko z pietyzmem odbudowali.
Były też inne miejsca znane, mniej znane, place, przepiękne cerkwie, krążownik Aurora stojący u nabrzeża, zakupy. Przez kilka lat chodziłam w cieplutkich chustach kupionych "u babci" na straganie ulicznym. Tkane z cieniutkiej wełny, lekkie jak mgiełka, dawały niesamowite ciepło w mroźne zimy.
Jak z każdej podróży wracałam z Petersburga nie tylko z głową pełną wrażeń, ale też z książkami.
W tym samym roku, w którym byłam w Petersburgu, wydałam swoją pierwszą książkę o Teofili z Morawskich Radziwiłł. Jeden z rozdziałów zatytułowałam "Rosyjski epizod - nad Newą i Moskwą". Przywołuję tam m.in. wspomnienia francuskiej pisarki pani de de Staël, która pisała o Petersburgu:
"Budynki zachowały jeszcze olśniewającą biel i nocą, w księżycowej poświacie, wydaje się, że to olbrzymie białe zjawy wpatrują się, nieruchome, w nurt Newy."
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGdy jestem w takich miastach, z taką historią, z tyloma odniesieniami literackimi to nie mogę po prostu się nie wzruszać. Patrzę na te same budynki, miejsca, co bohaterowie - ci realni, historyczni i ci, których powołała do życia wyobraźnia pisarzy.
UsuńCzasem mam wrażenie, że ogrom wrażeń mnie przytłacza, że nie zapamiętam tego wszystkiego, że jest tego za dużo.
Miło mi było powrócić jeszcze raz do tej podróży i opisać choć część wrażeń.
Petersburg nigdy mi się nie jawił jako miasto marzeń, bardziej mnie fascynuje Moskwa, ale gdy przeczytałam ten opis, od razu zapragnęłam go zobaczyć ;) Aż się wzruszyłam i uroniłam łezkę (ale na to proszę nie zwracać uwagi, ja już tak mam). Pamiętam z jakiejś książki, że bohater czy bohaterka wykorzystuje podnoszenie mostów jako pretekst, by nie wrócić na noc do domu, ojej, nie zdążyłam, musiałam zostać :)
OdpowiedzUsuńA ostatnią książkę pamiętam z jakiegoś postu, była mowa o tym, że kupiona ze względu na piękne ilustracje, mimo nieznanego języka :)
O Moskwie też myślę. Są takie wyjazdy łączone Petersburg-Moskwa, z nocnym przejazdem pociągiem między miastami.
UsuńMoże kiedyś?
Ostatnia książeczka już była prezentowana na blogu przy innej okazji, kupiona w Carskim Siole, ale dostępna jedynie w języku duńskim, stąd do dziś nie znam zawartości:)))
Ale zdjęcia piękne!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTwój post przywołał również moje wspomnienia, gdyż odwiedziłam Petersburg na własną rękę w 2002 r., czyli również dość dawno temu :) Cudowne miasto, ale TRZEBA je zwiedzać razem z rezydencjami carskimi. Wrażenie oszałamiające. Mam nadzieję, że kiedyś tam jeszcze zawitam, może podczas "białych nocy"?
OdpowiedzUsuńJa także marzę o powrocie. Nie widziałam wnętrz Peterhofu, jedynie ogrody, co jest zresztą wielkim przeżyciem i według mnie są bardziej imponujące niż wersalskie.
UsuńPoza tym zrekonstruowana w całości bursztynowa komnata!
Petersburg moja pierwsza zagraniczna podróż; byłam dzieckiem a gród nad Newą nosił nazwę Leningradu (brr). Niewiele pamiętam (miałam pięć -sześć lat) poza wrażeniem wielkości - bolszoj- to adekwatne dlań określenie; pamiętam fontanny, białe noce i koktajle- mrożone ubite mleko z lodami (odpowiednik dzisiejszych shake`ów z Mc Donalda). Marzy mi się odwiedzenie po latach, tylko obawiam się, że dziś już nie jeden autokar stałby na granicy, a ludzie nie tak spragnieni wiedzy, kontaktu ze sztuką, literackich odniesień. Ale kto wie, może i mnie się kiedyś uda. Piękne wspomnienia, największe bogactwo jakie mamy to bogactwo wspomnień :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, wspomnienia to takie magiczne szufladki, które po otwarciu przenoszą ponownie do tych pięknych chwil, miejsc. Z czasem pewnie mocno podretuszowanych.
UsuńUśmiecham się na ten retusz, coś w tym jest, że po czasie zacierają się wpadki i niemiłe doświadczenia a pamięta to co piękne, a nawet nieco idealizuje, tęsknota z nostalgią temu mocno sprzyjają. Ale to dobrze, że tak jest, dobrze, że staramy się przechowywać to co wywołuje pozytywne wrażenia, zacierając w pamięci rozczarowania (choć czasami i te pozostają, zwłaszcza, gdy zbyt silne).
UsuńU mnie dokładnie tak to działa. Czas upiększa... Wolę zachowywać to, co dobre.
UsuńW Petersburgu byłam w zeszłym roku i wrażenia z podróży, widoku miasta, rejsu po Newie, pałaców, wielkiego hotelu, białych nocy mam takie same! :)
OdpowiedzUsuńTen post przypomniał mi bardzo miłe chwile :) Szkoda tylko, że na oglądanie mostów się nie zdecydowałam. Teraz żałuję...
W zeszłym roku... to wspomnienia jeszcze takie świeże!
UsuńPewnie ruch turystyczny teraz już ogromny? A wspomnienia z przekroczenia granicy?
Świeże i bardzo miłe :) Ruch turystyczny spory, ale bez szalonych tłumów... Może dlatego, że byłam w maju?
UsuńPrzejście do Rosji było bez problemów, ale w drugą stronę chcieli nas zatrzymać na granicy, bo po stronie rosyjskiej skończyła nam się wiza (było po północy). Najlepsze, że po stronie estońskiej wizy jeszcze obowiązywały, a kilometr dalej czekał na nas hotel z miękkimi łóżkami i śniadaniem :D W końcu, po telefonie do ambasady nas puścili i jednak nie spędziłam nocy na przejściu granicznym :P
Pamiętam strefę wolnocłową na granicy estońskiej - te zakupy!!! :))) Niestety, pamiętam też bardzo niemiłych Litwinów, każących płacić sobie za skorzystanie z WC na stacji benzynowej w dolarach, tylko dlatego, że zobaczyli, że autokar jest z Polski.
UsuńNie byłam w Petersburgu, a szkoda, bo to przecież dzieło Piotra Wielkiego :) Może kiedyś się uda.
OdpowiedzUsuńPamiętam serial o Piotrze Wielkim i budowę Petersburga. Wszyscy carowi odradzali taką lokalizację, a jednak miasto powstało!
UsuńJa też jako wielka admiratorka Puszkina przez lata marzyłam o Petersburgu, a spełniło się ono w grudniu 1988 roku.Wrażenia nieopisane! Jednak kiedy myślę o tym mieście moja pamięć w pierwszej chwili podsuwa mi dwa obrazy: ogromne mogiły porośnięte trawą gdzie pochowano zmarłych podczas blokady i Jeździec Miedziany na ogromnym placu, po którym hula wiatr i zamiata zmarznięta mżawkę....Dopiero po chwili napływają inne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTak, to tragiczna historia miasta, blokada, niemiecka operacja "Barbarossa". Ówczesny Leningrad otrzymał po wojnie miano "miasta-bohatera".
UsuńW tamtym roku ukazała się chyba w Wyd. Literackim ciekawa książka na ten temat.